Centrum


                Stworzenie, nagie, choć uzbrojone, szło krętymi ścieżkami Nieba. Idealnie równo ułożona kostka, zgrabnie przylegające do siebie płyty chodnikowe, zadbana zieleń. To wszystko nie pasowało do istoty wynurzonej z miasta. Blada skóra naznaczona siną siateczką żył, dwa, luźno zarzucone na plecy, poręczne, smukłe miecze. Ogon, kołyszący się monotonnie w ruch kroków. Opuszczona głowa, z której rogi celowały oskarżycielsko w pałac ze szkła. Bo i tam monstrum zmierzało. Zdeterminowane i złe. Poszukujące odpowiedzi.

            Przystanęła. Brama nie otworzyła się bezszelestnie. Nikt nie wyszedł jej na spotkanie. Cisza trwała nadal, mimo iż czekała już chwilę. Wyczuwała napięcie. Było wręcz namacalne, cierpkie i twarde. Dotknęła palcami jednego ze skrzydeł. Poruszyły się. Poczuła ukłucie zmierzające aż do serca. Zimno rozlało się w nim, ogarniając całe ciało. Sparaliżowana i już do reszty zła, wypatrywała sprawcy. Jednak paraliż ustał. Odrętwiała ręka zsunęła się z drzwi, które otworzyły się bezszelestnie.
            Warknięcie rozniosło się echem po holu. Jak słusznie myślała – pustym. Posadzka idealnie gładka, nienaznaczona śladami kroków ani pyłkiem kurzu.
            - Nic się nie zmieniła. – Spojrzała wymownie na pedantyczne ułożenie roślin oraz mebli, a nawet kryształowych figurek na jednym z blatów.
            Podeszła do nich, delikatnie sięgając po wierną, błyszczącą kopię Paxa. Byli tam wszyscy. Począwszy od samej Pani Nieba. Gdyby nie powody, dla których odbyła podróż, pewnie zachwyciłaby się wykonaniem. Zapragnęła mieć taką samą kolekcję w Mieście. Zamiast tego westchnęła i odłożyła smoka na półkę, kierując się ku schodom.
           
            Nie pamięta, aby tych schodów było tak wiele. Nawet w jej Warowni pięter było zaledwie kilkanaście. Szła, pochylając się do przodu z wyraźną irytacją. Kiedyś przywitano by ją z czcią. Wyprawiono biesiadę na miarę królewskiego wesela. A już na pewno nie musiałaby o własnych siłach wdrapywać się do Centrum.
            Dotarła. Jeszcze bardziej zdeterminowana i zła niż przedtem. Spodziewała się jakiś zmian w tej części pałacu. O ile pamięta przez długi czas to skrzydło nie istniało. Mimo to przed nią stały drzwi z matowego szkła. Słyszała puls, który odbijał się aż na jej mostku. Zza odrzwi płynęło do niej ciepłe, łagodne światło. Nie słyszała szeptu Centrum. Nie wyczuwała obecności Serca, choć zdawała sobie sprawę z tego, że ono wie, kto przybył.
            Kiedy otwierała drzwi doszedł do niej szept. Oblepił jej umysł. Ciepła maź rozprowadziła się delikatnie wśród myśli. Westchnęła głośno. Centrum biło, kłębiąc się i pulsując. Poczuła tęsknotę. To pierwsze, dominujące uczucie nie pozwoliło jej podejść bliżej. Przytuliła się plecami do ściany, obejmując ogonem jeden z nadgarstków. Ból rozszedł się falą wzdłuż żył. Uklękła zdezorientowana i spojrzała z wyrzutem na Serce. Nie odezwało się, choć zabrało jej cierpienie.
            - Jak zawsze uparta i zdeterminowana.
            - Jak zwykle lubiąca przedstawienia i bez wyczucia smaku. – Spojrzała na Nadzieję z pogardą. – Nic się nie zmieniłaś.
            -  I kto to mówi... – Objęła rękoma talię, wbijając wzrok w ścianę. – Przychodzi w pełni nagości, z bronią i złością do Nieba.
            - Nie mam zamiaru nikogo udawać przed Sercem.
            Wstała, wpatrując się w zirytowaną Nadzieję. Ta wydęła usta, bawiąc się rąbkiem srebrnego materiału, który powinien przypominać suknię.
            Gdy Ból podchodził do Centrum, Pax wylądował na północnej z wież, przykładając oko do jednego z okien. Wściekle żółta tęczówka badawczo śledziła każdy krok Doloris. Uśmiechnęła się na jego widok, choć wiedziała, że nie należy już tylko do niej. Wspięła się na palce, by poczuć wibracje na twarzy, wydobywające się z wnętrza.
            - Walcz... – Wyszeptało Serce.


Cisza, jeszcze więcej ciszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.