Zawieszenie


            Grafitowy, rogaty łeb zniżył się, by spojrzeć Królowej w oczy. Ta, napotkawszy wzrok żółtych ślepi, wyciągnęła ku niemu ręce. Przeciągnęła bladymi palcami po łusce, w czułym, delikatnym geście. Odpowiedział jej niski pomruk i ciepły powiew z nozdrzy, drażniący zmarznięte ciało.
            Długo rozmawiali, syczeli i warczeli na siebie. Pazurzaste łapy rwały ziemię, złoty ogon wzbijał obłoki rdzawego pyłu. Mierzli się wzrokiem, ukazywali zęby. W końcu oba łby starły się symbolicznie, kończąc spór głuchym uderzeniem rogów.

~*~

            - Będziesz musiał poczekać, aż kości stwardnieją, a mięśnie przyzwyczają do wysiłku – rzuciła, wtulając się w ciepłą, skórzastą błonę skrzydeł. – Nie potrwa to długo.
            - Będę latać.
            - Tak.
            Zaryczał triumfalnie.
            Czuła jak drży.
            Ogon tańczył niespokojnie wśród biało-niebieskich liści.

~*~

            Aurea kroczyła dumnie pośród ruin. Jej alabastrowa skóra niemalże zlewała się z białą, zwiewną suknią. Co jakiś czas schylała się, by ponieść kolejne ogniwo złotego łańcucha, rzucone między kamienie, czy zaplątane w żyłkowatej sieci drutów. Nie ustawała w swojej pracy, dopóki naciągnięty fałd materiału nie wypełnił się kilkoma długimi, splecionymi na nowo łańcuchami i okowami. Spojrzała na swoje dzieło z zadowoleniem.
            Gdy dotarła do centrum placu, udeptanego, surowego kawałka ziemi – uklękła. Rozłożyła efekty swojej pracy na rdzawym podłożu, dokładnie je układając. Cały czas nuciła cicho, piosenkę końca, którego jeszcze nie znamy, co jakiś czas rozglądając się uważnie. Dwie samotne wieże tnące niebo milczały, spoglądając na nią z naturalną im obojętnością. Czarno-czerwone szkło warowni mieniło się nieustannie, rozświetlając pasma długich, grubych, złocistych węży, układających się tuż pod nogami Złotej. Gdy zamarły i ucichł ostatni syk, Samotnia była gotowa na przyjęcie Bólu.

~*~

            Wahała się. Nie potrafiła spojrzeć w rozgwieżdżone niebo z czystym sumieniem. Dlatego wzrok wbiła w krótkie, blade palce, splecione na kostkach. Zwinęła się jak tylko mogła, okrywając własnymi ramionami. Wiatr nie dawał jej spokoju, burząc czerwień i przysłaniając jej oczy. W końcu zamknęła je i pogrążyła w ciemności. Nie potrafiła tylko odciąć od siebie dźwięków nadchodzącej burzy i zapachu jeziora, u którego brzegu postanowiła zasiąść.
            Siły opuściły ją już dawno. Podarowała Paxowi skrzydła, ostatni prezent, na jaki było ją stać. Zapłaciła za to własną wolnością. Wolność Smoka za wolność Bólu – tak ogłosiła Aurea, wskazując na jej dawną Samotnię. Powiodła wzrokiem po dobrze znanych jej ruinach, dwóch wieżach i warowni. Znała tutaj każdy kamień i każdy kawałek szkła. Spojrzała  ponuro na, usłane resztkami witraży, schody prowadzące do Nieba. Skopiowała dokładnie ten obraz i schowała. Teraz na własne życzenie będzie musiała tam wrócić.
            Podniosła wzrok i spojrzała w gwiazdy. Jej pełne wyrzutu spojrzenie nie zrobiło wrażenia ani na księżycu, ani na granatowym nieboskłonie. Bezsilność objęła ją szczelnie, zaciskając gardło. Kilka łez spłynęło na szyję, a zza zaciśniętych szczęk wydostał się bolesny syk. Miała dosyć. Trwania w pustce, nicości. Oglądania, jak wraca przeszłość. Coraz to bardziej namacalna, wprawiająca jej ciało w drżenie. Bała się. Lecz czy nie każdy by się bał, gdy koszmar staje się prawdą?
            Pogodziła się jednak. Ktoś pomógł jej zerwać łańcuchy i wydostać się z oków. Zerwać złotą obrożę i rozwinąć w krótkim czasie. Poczuć na nowo i oddychać wraz z powstającą naturą. Teraz ktoś pomógł jej tutaj wrócić.
            Czuła już zaciskające się na nadgarstkach i kostkach okowy. Wieczny chłód metalu i niegasnący głód. Brak Nadziei i zanikającą więź z Sercem.
            Mimo to siedziała nad jeziorem, wpatrzona w niebo, z wyrazem ogromnego smutku. Siedziała i czekała. Zawieszona gdzieś, między Niebem, a Piekłem.
            - Wyrwę się – rzuciła w przestrzeń.

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.