Siostry



„Bawisz się słowami, upajasz się nimi. Słowami chcesz zastąpić normalne, ludzkie uczucia, których w Tobie nie ma...” – Yennefer, „Wiedźmin”.

            Dwa ogromne smoki wylądowały na obrzeżach miasta. Rdzawy pył  zastukał o szyby piętrowej rezydencji, pokrywając parapety cienką warstwą nalotu. Złota smoczyca zaryczała, przekształcając się powoli w prawie nagą, czerwonowłosą kobietę, której ciało zdobił jedynie pasek przeciągnięty wokół bioder. Wisiał u niego sztylet o matowo-czarnym ostrzu, przypominającym poszarpane, smocze skrzydło. Przystanęła, wyczekująco wpatrując się w grafitową Bestię, przeistaczającą się w Królową  Nieba. Gdy ostatni fałd sukni zasłał wyłożony kostką podjazd, ruszyły do drzwi.

            - Zechcesz się ze mną napić? – potrząsnęła sporą butelką absyntu, uśmiechając się kojąco – naprawdę dobry...
            - Obiecałaś, że wrócę na górę przed zmierzchem – odparła, poprawiając materiał na kolanach.
            - Wrócisz. Ta opowieść nie będzie długa.
            - Zawsze tak mówisz.
            Czerwonowłosa sięgnęła do barku, wyciągając  kryształowe szklanki. Przetarła je ściereczką, ostrożnie stawiając przed gościem. Drżącymi, od ciężaru butelki, rękoma rozlała trunek.
            - Obiecuję, że ta będzie stosownej długości.
            - Jestem skłonna uwierzyć –Nadzieja sięgnęła po szklankę, przechylając  ją do dna. – To twój nabytek? Mogę zobaczyć? – Wskazała palcem na broń.
            Doloris z westchnięciem odpięła go od paska,  podając ciemnowłosej. Ta obróciła sztylet  w dłoniach, przyglądając się z zaciekawieniem rękojeści.
            - Dlaczego smok? Przypomina mi Paxa – dotknęła misternie wykonanej rękojeści – Dlaczego ostrze jest skręcone w spiralę skrzydło?
            - Tyle pytań. – Zaśmiała się, się stukając paznokciami w kryształ. – Ostrze zaprojektowałam tak, abym nie musiała przekręcać sztyletu w ranie,  jak to bywało w przypadku Vlisa. Dlaczego smok? Powiedziano mi, że to nie tylko wspaniały symbol władzy, królewskości i siły – uśmiechnęła się – ale też zniszczenia. Myślę, że to idealna postać dla Detronizatora.   
            Nadzieja oddała jej broń, sięgając z kolei po absynt.
            - A więc kolejna zabawka w Twojej oryginalnej kolekcji. Ale chyba jedyny jednostrzał, co?
            - Jedyny od dawna.
            Rozpostarły się w fotelach, delektując chwilowym spokojem. Zegar nad kominkiem tykał, odliczając kolejne sekundy wytchnienia. Rezydencję zbudowała niedawno, jednak pozwoliła sobie na wystrój, który postarzał budynek. W przeciwieństwie do jej apartamentu w Mieście, tutaj można było rozmawiać bez dodatkowej pary oczu i uszu.
            - Zatem opowiesz? Zależało Ci na tym.
            - Możliwe... Nalej sobie jeszcze – wskazała butelkę -  a co do opowieści... dostałam wezwanie...

~*~

            Kartka papieru wpatrywała się w nią z politowaniem. Eleganckie, ostre pismo wzywało, wywoływało złość i brak zrozumienia. No bo dlaczego miałaby dostać wezwanie do trzeciego z Filarów i tak po prostu rzucić wszystko i wyruszyć? Alien zaświergotał cicho, cofając się ukradkiem do drzwi. Posłała mu piorunujące spojrzenie. Zakwilił, zatrzymując się i machając nieśmiało ogonem. Westchnęła. Ten gest wszedłby jej w krew, gdyby nie to, że nigdy za nim nie przepadała. Wyciągnęła do stworzenia rękę, pozwalając mu wpełznąć na lewe ramię. Przeczesała palcami włosy i wyszła, zostawiając w pokoju półnagiego trupa, całkiem przystojnego barmana.

            Fame przyjął ją na dziedzińcu pałacu. Nie zaprosił do gabinetu  ani do sali tronowej. Nie zaproponował nawet spaceru wokół dobrze utrzymanych rabatek i krzewów. Jedynie przytknął koniec czerwonego ostrza do jej piersi, uśmiechając się bezczelnie. Odwzajemniła uśmiech. Chwyciła ręką za sztych i odrzuciła miecz w klomb niebieskich i czerwonych kwiatów. Głód zawarczał ze złością.
            - Wyzywam Cię na pojedynek!
            - Tą bronią? – zaśmiała się – nie wiem, czy spostrzegłeś, ale  moja własna klinga nie wyrządzi mi krzywdy. To ja jej śpiewałam. Ja ją kształtowałam – zakołysała ogonem – pojedynek? W imię czego?
            - Nie potrafisz rządzić. Powinien tak ważną funkcję sprawować ktoś inny... ktoś, kto dobrze zarządza wojskiem...
            - Na przykład Ty? I czy nie zapomniałeś, że to wciąż moje wojsko, szkolone w Mieście przeważa nad tymi, kształtowanymi u Ciebie?
            - Wyniszczasz nas! Doskonale wiem, co dzieje się tam u was, bab. Jedna nie potrafi sprawić, by nieruszająca się z miejsca od lat kulka nadal biła, a druga by  to ustrojstwo nie mogło decydować! Czym Ty masz zamiar być? Bólem? Gdzie się podziały lata Twojej świetności  co? Kiedy jedynym uczuciem, z którego potrafiłaś czerpać, był ból? Gdzie ta nieczułość, której Ci zazdrościli? Ciche przemykanie na palcach i korona, którą wywalczyłaś? Gdzie ta, która przerosła mistrza i bez drgnięcia powieki wbiła mu ostrze po rękojeść? Gdzie jest nasza Królowa? – zaśmiał się obleśnie – nie ma! Gnije!
            Grymas wykrzywił jej usta. Palce serdeczne wbiły się we wnętrza dłoni, mimo to stała. Wpatrywała się w niebo beznamiętnie, z dozą pogardy. Po chwili wycelowała w niego ręką, przekrzywiając głowę jak ptak.
            - Zatem będziemy walczyć. Jeśli przegram, oddam Ci władzę. Jeśli jednak ja wygram  - zginiesz.
            Fame wbił w nią chciwe spojrzenie. Zlustrował jej kruche ciało, zatrzymując się na skórzanym pasku, oplatającym biodra.
            -  Jeśli wygram, również zrobisz wszystko, czego będę pragnął.
            - Zgoda. A teraz wybacz, czas stworzyć broń.

~*~

            Nadzieja pociągnęła spory łyk z kryształowej szklanki. Jej policzki zaczerwieniły się znacznie. Doloris uśmiechnęła się, wpatrując w spokojne oblicze siostry. Jej czekoladowe włosy okalały twarz i spływały na piersi, pomiędzy którymi połyskiwał krzyżyk.
            - A więc stąd Detronizator. Myślałam, że powstał z  myślą o pewnym Czarnym Smoku. Imię  sztyletu... również popchnęło  mnie ku tej teorii.
            - Nie wszystko jest tym, na co wygląda – przeciągnęła ręką po twarzy – tak czy siak, długo trzeba było mu śpiewać.
            - Co stworzył Fame?
            - Nie wykazaliśmy się oboje  zbytnią oryginalnością.

~*~

            Jadowicie zielony, oburęczny miecz  spoglądał na nią z szyderczym uśmiechem. I to całkiem dosłownie.  Głownia wygięta była w delikatny łuk, a na samym wygięciu ostrze zostało wyszczerbione na podobieństwo ostrych kłów. Gdyby każdy miecz mógł mieć taki garnitur uzębienia, z pewnością bitwy na świecie potoczyłyby się nieco inaczej.
            - Znów sztylet? Przeciwko klindze?
            - Uznałam, że dam Ci szanse. Chyba, że mam wrócić się po łuk?
            - Jak zwykle zabawna...
            - Jak zwykle pyszny...
            Zaczęła krążyć. Matowa czerń broni kołysała się spokojnie w objęciach ogona. Nie chciał czekać. Doskoczył do niej, biorąc krótki zamach. Odskoczyła, rozcinając przy okazji jego lewe ramię. Syknął, podążając za nią z wyrazem wściekłości na twarzy. Wysunęła przed siebie ogon, pozwalając, by skrzydło, będące ostrzem, znów zwinęło się w spiralę, gotową na jeden, ostateczny cios. Głód nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Jego broń przystosowana była głównie do płaskich cięć, gdyż  inne wymagałyby sporego wysiłku. Zaklął.
            Zatańczyła wokół niego. Podbiegła, wpadając w ślizg. Przeciągnęła znów wyprostowanym ostrzem po jego nogach, ochlapując ziemię posoką. Głód zawył ze złością, rzucając się na nią.
            - Wyglądasz jak tańcząca małpa.
            - Bardzo zwycięska, tańcząca małpa.
            Przygniótł ją, nim zdążyła wyciągnąć przed siebie sztylet. Unieruchomiony ogon zatańczył na ziemi, wijąc się. Doloris zasyczała z bólu, czując, jak klatka piersiowa z trudem ugina się pod ciężarem napastnika.
            - Co teraz?
            - Gdzie twój szyderczy mieczyk?
            Klinga błyszczała kawałek dalej, porzucona na rzecz szalonego wyskoku. Fame wygiął się po nią, odsłaniając szyję i żebra. Ugryzła go, z akompaniamentem cichego chrupnięcia. Zaryczał, zaciskając palce na jej kruchej szyi. Wstał, wpatrując się z triumfalnym uśmiechem w zdobycz. Gdyby mogła, również by się uśmiechnęła. Wygięła ogon w łuk i wbiła Detronizatora w trzewia Głodu. Znieruchomiał, a jego twarz pokryła dobrze znana jej bladość. Ostrze wwierciło się samo, rozrywając miękkie tkanki i na dobre zakotwiczając w ciele. Władca posiniał, po czym rozluźnił chwyt. Opadła, posyłając kopniakiem, wciąż próbujące utrzymać się na nogach, ciało. Stanęła nad nim, z twarzą promieniującą dziką satysfakcją.
            - Przegrałeś.
            Podniosła jego klingę, przyciskając ją pieszotliwie do piersi.
           
~*~

            - Naprawdę go zabiłaś? -  zachichotała głupio Nadzieja,  już całkowie  pochłonięta alkoholowym szczęściem – naprawdę?!
            - Wezwałam pomoc. Żyje, ale nie jest z nim zbyt dobrze. – uśmiechnęła się pod  nosem – tak, czy inaczej – nie może mi się przeciwstawiać. Darowałam mu życie.
            - On na pewno  nie byłby dla Ciebie taki łaskawy.
            - Wiem. Chciałam mu tylko pokazać, że zmiany,  które we mnie zaszły, a z których szydzi, uratowały mu życie.
            - Jakie przemyślane... – czknęła – a co z Centrum? Znasz rozkaz?
            - Poczułam go. Każdy, kto dostanie polecenia od Serca to wie.
            - Jaki jest? – przechyliła się nad starym, orzechowym stołem.
            -  Chyba czas już iść... zmierzcha – spojrzała znacząco przez okno – odprowadzę Cię... pijana, latająca Bestia może nie być zbyt przyjazna mieszkańcom Nieba.
            - Doloris! Jaki jest? Powiedz mi! – Niemalże rzuciła się na Ból, niczym mała dziewczynka prosząca uporczywie o cukierki.
            - Muszę dotrzymać obietnicy, no, już, chodź ze mną. – Wzięła Nadzieję pod rękę, prowadząc powoli ku drzwiom.
            - Jesteś niemożliwa...
            - I za to mnie kochasz...


Nickelback – Savin’ me


Czasami warto jest odetchnąć. Przestać stawiać małe,  kulawe kroczki... Przestać uważać. Ale on nie pozwoli nam stracić czujności.

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.