Vendetta


      Spójrz w oczy, mętne, martwe, niespokojnie, spoglądające przed siebie. Z idealną dokładnością analizujące to, czym jesteś. Czym jesteś? W zimnych, stalowych tęczówkach znajduje się odpowiedź. Czai się na końcu siatkówki, śmieje zza czopków i pręcików – dasz wiarę? Choć posiadacz niezwykłych oczu może ogarnąć Cię wszystkimi zmysłami, jest w stanie spojrzeć Ci w twarz z wyrzutem, splunąć pod nogi, zabić Ciebie, rodzinę, wyrżnąć w pień wszystkie czarne koty w okolicy – nie pozna Twoich myśli, bez Twojej ciche j zgody. Musisz mi uwierzyć, że zgodą może być nerwowy głos, drżący palec, delikatny uśmiech nie w tym momencie… przecież psycholog i psychiatra muszą widzieć Cię na wylot, gdy do nich przyjdziesz – prawda? Wiesz, że tak.
      Choć posiadacz stalowych oczu wpatruje się w Ciebie wyczekująco – milczysz. Czemu? Cóż dziwnego jest w tym, że morderca patrzy w tęczówki ofiar? To normalne, to wyzwanie, to oznaka „jestem groźny i nie boję się”. Czemu pokażesz mu uległość? Odpowiedz na to. Uśmiechnij się jadowicie, obliż usta, jakbyś dopiero co skonsumował najlepszego z Bogów intymności. Pokaż, że potrafisz. Miałeś wiele lat, by przygotować się na koszmar ze swoich snów, prawda? Potwora wychodzącego z szafy, węszącego pod Twoim łóżkiem, czającego się w lustrze. Tak, to Ty jesteś swoim najgorszym wrogiem i powie CI to każda miła kobieta, gdy uczepisz się bezsilnie drzwi, w których nie ma krzty klamki. Wiesz? Wiesz. Och, nie panikuj. Pamiętasz? Masz udawać niezrażonego, przecież wiesz, że tylko Ty możesz zrobić sobie krzywdę, prawda? Tylko Ty. A przecież robienie sobie krzywdy nie boli tak, jak uderzenie brata. Pamiętasz, jak on Cię stłukł? Wiłeś się na dywanie niczym wąż bez łba. Konwulsyjnie, chaotycznie. Co mówiłeś? Nic. Nie odezwałeś się ni słowem, a on w amoku lał, a Ty stawałeś się coraz bardziej siny. Bolało, tak? A gdy miałeś wypadek samochodowy, Twój słodki, kawowy Outlander dachował, wypadłeś z drogi, wpadłeś w rów, a Twoje ciało rozciągnęło się nieopodal, na polu marchewki? Bolało mniej. Są dwa powody. Już wtedy byłeś masochistą, albo smutek wygrał walkę z instynktem. Bo komu nie było by przykro, gdy rodzony brat zostawia z Ciebie siną kukłę ozdobioną w zakrwawione szmaty?
      Zacznij więc. Pokaż, że potrafisz.
      Pocałowałeś go. To było miłe. Spojrzał na Ciebie z dziwnym niedowierzaniem, strachem, paniką. Widzisz rozbiegane spojrzenie? Momentalne drżenie mięśni szczęki? Jak wiele nauczyli Cię na tym słynnym Uniwersytecie Medycyny, co? Uśmiechnij się. Przecież zaraz nadejdzie Vendetta*…
      Oglądasz się za siebie, na ponurą, białą ścianę. Jest smutna. Szpitalna. Pamiętasz swój staż w szpitalu? Jaki był zazdrosny… „Czemu ja nie poszedłem na chirurgię?!” – powiedział niedoszły psychiatra, uzależniony od morfiny i tanich papierosów. Prawda?
      Lubisz czerwony, ja też lubię. Upstrzymy tę ścianę. Będzie koloru dobrego wina. Smak Porto, smak soku z porzeczek… smak krwi, gdy jako dziecko wsadziłeś do ust skaleczonego palca. Pulsująca tętnica szyjna. Ile z nich łączyłeś, tamowałeś krwotoki? Ile razy byłeś w fontannie erytrocytów, trombocytów i leukocytów? Ile razy? Zliczyłeś? Ja też nie.
      Zrobiłeś to, oczy są puste, palce są sine, ściana nabiera rumieńców, co mi, mi napiszesz? „Vendetta”*.

Pokrótce. Przedstawiona scenka opisuje to, co dzieje się w umyśle podekscytowanego psychopaty, który nie wie co począć z własnym szczęściem, gdy ma już to, co chciał. Nie wie, co z tym zrobić. Więc zrobi coś głupiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.