Red Blood


            Czerwonowłosa zasiadła na jednym ze skórzanych, czarnych foteli. Oparła głowę na ręce, w drugiej dłoni dzierżąc jarzącego się mdłym światem papierosa. Jej twarz pozostawała niewzruszona, nawet gdy do oszklonego pokoju wszedł Blue. Przystanął w progu, kierując ku niej spojrzenie kogoś, kto ma już zdecydowanie dość. Pani drugiego z Filarów zaciągnęła się mocno, wypuszczając dym nosem. Długie paznokcie zabębniły o dębową poręcz siedliska.
            - Niedługo chyba zamieszkasz w Mieście, skoro wciąż unikasz własnego domu.
            - Nie omieszkam.
            Spojrzała na niego z jakąś bezsilnością i znudzeniem. Przeciągnęła dłonią po twarzy, jakby w celu zatuszowania zmęczenia. Papieros nadal tlił się w dłoni, stanowiąc jedyne źródło światła w powoli zapadającym mroku pokoju.
            Podszedł bliżej, zasiadając w fotelu naprzeciw.
            - Nadal pragniesz wypowiedzenia wojny?
            Nie odpowiedział, choć poruszył nieznacznie ustami. Zapadła długa, wypełniona bólem cisza. Doloris zgasiła papierosa, by sięgnąć po następnego i odrzucić ze złością zapalniczkę, na oszklony stolik po jej prawej stronie.
            - Wiesz co oznacza dla Filarów wojna? Zdajesz sobie sprawę z natężenia głodu? Z formy, w jakiej aktualnie jest Niebo? Czyżbyś już zapomniał, że Serce zabiło ostatni raz? – Warknęła niemalże, kurczowo łapiąc się podłokietnika. – Nie ma, kurwa, możliwości prowadzenia działań wojennych dłuższych, niż miesiąc. Rozumiesz? Nie ma do cholery.
            - Rozumiem.
            - Nic nie rozumiesz!
            Wstała, okrążając powoli pokój. Podeszła do biurka, przeciągając drżącymi palcami po dokumentach. Papierosa wsadziła w usta, obiema rękoma przebierając w przepastnej szufladzie, naznaczonej mieniącymi się, czerwonymi runami. Mgła dymu unosiła się nad jej głową, niczym chmura gradowa. Po chwili wyszarpnęła nieskazitelnie białą teczkę i ze złością pchnęła szufladę, która mimo to zamknęła się bezgłośnie. Stanęła przed nim, niedbałym ruchem rzucając plik.
            Przejechał dłonią po gładkiej tekturze. Rozsupłał misternie zawiązane zapięcie, po czym przejrzał papiery. Z uwagą i skupieniem na twarzy przebiegał po schematach i linijkach tekstu, zapisanych miękkim, delikatnym pismem.
            - Co o tym sądzisz?
            - Oczekujesz odpowiedzi od kogoś kto upadł?
            - Oczekuję odpowiedzi od kogoś, kto został stworzony również z części mnie. – Odparła, znów opadając na fotel.
            Kiwnął nieznacznie głową, wciąż pozostawiając w zamyśleniu.
            Czekała. Paliła, kuliła się w fotelu. Przeglądała papiery, krążąc po pokoju. Zdecydowała się napisać kilka raportów, zaparzyć im herbaty. Wraz ze szklanką whiskey wypatrywać złotego ciała, sunącego po niebie. Zaproponowała mu alkohol, jednak odmówił. Nie oderwał nawet wzroku od kartek, które rozłożył na jej biurku, w tylko mu znany sposób. Czasami spoglądała mu przez ramię, jednak nie naznaczył ani jednego dokumentu ołówkiem, który dzierżył w dłoni.  W końcu poirytowana i przerażona ciszą panującą w pokoju, wyszła z apartamentu, zostawiając go obgryzającego kciuki.
            Niebo nieco ściemniało. W Filarach powoli zanikały różnice między dniem, a Nocą. Wszystko za sprawą Centrum, które nie odezwało się już od kilku dobrych dni. Szła, wypatrując pozostałych jeszcze kontrastów, jednak z każdą chwilą popadała w melancholię, pozwalając, by irytacja uciekała wraz z chłodnym wiatrem. Ulice na głównym placu nadal pozostawały zatłoczone, jednak boczne uliczki pozostawały ciche i  ciemne w ramionach bloków i wieżowców. Kierowana dobrym wspomnieniem, ruszyła na obrzeża Miasta, w stronę łąk, gdzie pozwoliła sobie wybudować stadninę. Konie pasły się na padoku, zerkając na kroczącą ku im Matkę. Ta przekroczyła próg stajni, wdychając zapach świeżego siana i mdłej skóry zwierząt.
            Piołun zobaczył ją już z daleka. Zarżał dziko, uderzając kopytami w drzwi boksu. Wychylił skarogniady pysk. Dotknęła go delikatnie. Uklęknął.
            Szczotkowała go długo i dokładnie. Splotła ogon w kłos, pozostawiając jedynie rozpuszczoną grzywę. Kochała rasę Shire. Największe i najcięższe konie, mające sprawdzać się w boju i przerażać wrogów. Zaśmiała się cicho.

            Cwałował. Wybijał kopytami miarowy rytm, nie zwalniając ani na chwilę. Wtuliła twarz w jego szyję, pozwalając by szum odebrał jej wszystkie troski. Rdzawy piach wzbijał się w powietrze, pozostawiając mglisty ślad ich wędrówki. Po chwili Piołun zarżał i stanął dęba. Wbiła pięty w boki, posyłając ogiera z powrotem na ziemię. Para granatowych oczu lustrowała ich uważnie. Wilk siedział na granicy lasu i pustkowia, okalającego Miasto. Po chwili podniósł się, by podejść bliżej. Zeszła z konia, ruszając ku niemu z pytająco uniesioną brwią.
            - Jest odpowiedź.
            - Jaka? – Drżący, lecz dumny głos zawisł nad nimi.
            Uśmiechnął się kącikami pyska, posyłając w jej stronę błękitny sztylet, ozdobiony jaszczurką. Broń zatrzymała się przed jej stopami, wzbijając do góry chmurę rdzawego pyłu. Spojrzała na niego pytająco.
            - Poluj. Znajdź kogoś, lub coś, co poruszy Serce. Bez emocji przy takiej ekonomii jesteś bezużyteczna. Niewydajna. – Zamyślił się. – Niedobrze. Bardzo niedobrze.
            Spojrzał na nią raz jeszcze. Po chwili zerwał się i zniknął wśród drzew. Piołun pochylił się nad sztyletem, trącając go pyskiem.
            - Świat się kończy.
            Zarżał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.