„Przede mną prawdopodobnie trzecie
Rozgrzeszenie oraz jego zakończenie. Nie wiem ile lat minie, nim koniec
przepłynie mi przez palce, czy choćby umysł. Czasami warto nie wiedzieć.”
Rozgrzeszenie II 5-24-2013
Była
wyprostowana i dumna. Spoglądała prosto w swoje odbicie, unosząc wysoko głowę.
Krew spływała z dłoni na uda, co jakiś czas ciche kapnięcie sprawiło, że
przypominała sobie o rzeczywistości. Tępym wzrokiem wpatrywała się w bladą
skórę i naznaczone zmęczeniem oczy. Długie, gęste włosy odgarnęła na kark,
niedbałym ruchem pozostawiając smugę czerwieni na obojczyku i szyi. Drobne, zaschnięte plamy przypominały piegi.
Ból uśmiechnął się delikatnie. Kąciki
ust uniosły się lekko, by ponownie opaść i podkreślić ściągniętą cierpieniem
twarz. Przymknęła oczy. Czekało na nią nieuniknione, wołające do niej już od
dawna. Przyzywające i kuszące niczym rajskie jabłko, choć z pewnością nie tak
słodkie. Odwróciła się od lustra z ulgą porzucając widok swojego oblicza.
Ostrożnie weszła do basenu z gorącą wodą. Drobne kafelki, tworzące mozaikę
ukazującą egipski krzyż, były śliskie od olejków. Gdy zanurzyła się cała, poczuła
opadający na dno pył i drobne kamienie, które zdobiły jej rogi i włosy. Drobne
kryształy zalśniły na dnie, pobudzone światłem, które dawały ogromne świece
ustawione wokół krawędzi sadzawki.
Spokój. Rozchodzący się po ciele,
odcinający ją od gorąca, które dawała woda. Zwalniający rytm serca i spokojny
krok, gdy wchodziła głębiej i głębiej, pod naprzeciwległą ścianę. Dotknęła jej
dłońmi, wyszukując zdobień tulei. Gdy już ją znalazła, wypłynęła łapiąc łapczywie
powietrze. Podpłynęła do krawędzi i usiadła na niej. Tuleję pokrywały trzy zagryzające
się węże o oczach złotych, grafitowych i czerwonych. Uśmiechnęła się,
wydobywając z niej dwa bliźniacze ostrza.
Gdy szła ku wyjściu z czerwonego
pałacu, mijała trupy. Maszyny pokrywała gruba warstwa wnętrzności i krwi, tylko
błyszczący pancerz zdradzał ich martwotę. Ich stwórca jak i inni przed nim nie
rozumieli, że przywróci do życia wszystko, co martwe.
~*~
Piołun poniósł ją do Nieba. Trzeci
Filar ugiął się i zawalił, wypuszczając ze swoich objęć tylko nielicznych. Gdy
mijali Miasto, to płonęło. Popiół przesycił powietrze, oblepiał konia i jeźdźca. Kopyta pozostawiały szare plamy na tle rdzawej ziemi.
~*~
Weszła do centralnej katedry wraz z
bliźniaczymi ostrzami w dłoniach. Tuż za nią kroczył Bezimienny, jego futro
przecinała naga, już prawie biała blizna. Pysk umoczony miał we krwi. Sam jej
smród przebił się przez woń spalenizny i rozgrzanego metalu. Jej bose stopy
stąpały cicho po zimnej posadzce. Oczy przepełnione szaleństwem zwróciły się w
jej stronę.
- Nadszedł czas rozgrzeszenia. –
Uniosła nad głowę broń. – Czas odnowy i powstania z popiołów niczym feniksy.
Tak, jak powstało Niebo i tak, jak powstał Czyściec zwany Miastem. Tak, jak
powstało Piekło, które okrzyknięto Trzecim Filarem.
Przed szereg wysunął się Anioł o
włosach splecionych w długi warkocz. Delikatnym ruchem ręki zsunął z niego
rzemień, uwalniając kaskadę kręconych włosów. Jego ciemne oczy wyrażały
ekscytację.
- Przyszłaś nas zabić.
- Tak, Szamhazaju. Przyszłam jako
Ból, by zabrać wraz ze sobą wszelkie życie.
- To już drugi raz, który pamiętamy.
Czy i drugi raz obiecujesz przywrócić dawny porządek?
- Obiecuję.
Uklęknął. Za jego przykładem poszli
wszyscy skrzydlaci, składając ręce do modlitwy i kierując twarze w stronę
ołtarza. Ich chóralny głos wstrząsnął budowlą, gdy w otępieniu wypowiadali
kolejne słowa.
~*~
Szła, dumnie nosząc koronę.
Ciernisty splot okalał jej głowę i spływał na ramiona, wplątując się we włosy.
U jej boku, choć nieco z tyłu sunęły Bestie, pierwszy klucz kończył alabastrowy
Deus.
Nieśli śmierć. Miasto doszczętnie
spłonęło. Jałową, czerwoną ziemię pokrywał popiół. Światło gasło z każdą
chwilą, pogrążając już drugi poziom w ciemnościach i wiecznym zimnie. Niebo broniło
się. Cała natura stanęła im naprzeciw. Serce zawyło żałośnie, rozkładając
skrzydła. Nadzieja dołączyła do Niosących Światło, do świetlistego ogona
komety, którą tworzyli. Fame z uśmiechem wyglądał pierwszych oznak rozpadu.
Po chwili nieboskłon pękł. Wyrwa
powiększała się i tworzyła mniejsze wgłębienia, jak na powierzchni pękniętej
skorupy. Ziemia obumierała. Smród zgnilizny mieszał się z wonią palonego mięsa,
dopóki chłód i ciemność nie pochłonęły wszystkiego i wszystkich, pozostawiając
jedynie przestrzeń i uczepione jej jestestwa. Niczym dryfujące gwiazdy na granacie
pochmurnego nieba.
~*~
Stałaś
się tym, czym nie chciałaś się stać. Straciłaś część siebie, bo pozwoliłaś na
to. Pozwoliłaś to z siebie wyrwać i zatracić. Pozbyć się. A może tylko zalać
zimnem? Pokryć warstwą lodu? Czy posiadasz bryłę lodu miast serca? Jeszcze nie.
Ale czy wiesz, że wystarczy kilka nieostrożnych kroków, by je uśpić? Nikt nie
przyjdzie mu na ratunek. Nikt nie wyciągnie po nie ręki, ponieważ ją straci.
Prawda? Zabijesz wszystko, co się do niego zbliży. Dla zasady. Bo trzymasz się
starego porządku. Ale czy kiedyś je ożywisz? Nigdy z własnej inicjatywy. Bo
przecież nie będziesz czuć, a wkrótce zapomnisz jak to jest. Można tęsknić za
czymś, czego się nie zna? Można tego pragnąć. Ale czy mogłabyś za tym
zatęsknić?
Pamiętaj,
ze wciąż jesteś zwykłym psem. Może raz wściekłym, raz chorym i słabym. Raz
wystawioną do bójki jako broń. Lecz wciąż jest to pies. Nieważne, czy obleczony
w tytuły i szaty.
Pamiętaj,
nieważne jak Cię nazwą. Czy staniesz się Nadzieją, Wojną, Bólem, Wiarą,
Królową, Miłością czy Zbawieniem. Zawsze będziesz pragnącym przeżyć ścierwem,
które nie cofnie się przed niczym. Które ominie zasady tak, by wyciągnąć pysk
na powierzchnie i zasmakować powietrza.
Pamiętaj,
że emocje są Twoją bronią i słabością. Wybór ostrza, które w siebie skierujesz
jest tylko Twoim wyborem.
Pamiętaj,
aby pamiętać. Bo tylko pamięć o tym, co było trzymacie Cię przy życiu. Nie to,
co jeszcze może się przydarzyć.
ej w sumie nie przeczytałam tego posta w chuj, ale przeczytam w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńkiedyś rozmawiałyśmy przez komentarze, pamiętasz?
Wiele pamiętam.
UsuńPrzeniosłam się na malversatio.blogspot.com
Cieszę się, że Ty pamiętałaś.