Obkręciła
się leniwie wokół jednego z filarów. Czerwone włosy, naznaczone rudymi pasmami
tańczyły wraz z nią, gdy raz powoli, sennie snuła się po sali, a raz
podskakiwała, unosząc wysoko dłonie. Palcami znaczyła znaki i runy, nuciła
cicho, co jakiś czas podnosząc głos i wyjąc w stronę obleczonego ciemnością
sklepienia. Nie ustawała. Jej postać wiła się wokół centralnej kolumny,
podtrzymującej strop. Mieniła w ciemności blaskiem pierścieni i diademu oplatającego
skroń. Jej świszczący, podwójny oddech mącił melancholijność krótkich uderzeń o
podłogę i regularnych posunięć.
Katedra
tonęła w mroku. Jej zimne mury i przepełnione chłodem wnętrze, oświetlało
jedynie ledwo sączące się światło zza ogromnych szkieł witraży. Szary,
naznaczony starością kamień tworzył ściany.
Ostatni
raz obróciła się i zacisnęła palce. Jej twarz, skierowana ku górze, ściągnięta
była cierpieniem. Po chwili wciągnęła powoli powietrze i otworzyła
przepiełnione złotem oczy o pionowej źrenicy. Spotkała spojrzenie istoty o
skórze bladej, choć naznaczonej zastygłą krwią. Błękitne, niemalże białe
tęczówki okalały okrągłą, ludzką źrenicę, sprawiając wrażenie zastygłych. Po
chwili Anioł rozłożył trzy pary ciemnych skrzydeł i wydał z siebie skrzek od
którego cierpła skóra. Tysiące Świetlistych zatrzepotało, ich chrapliwe
nawoływania wstrząsnęły budowlą. Sklepienie ożyło. Ogromne, białe skrzydła
rozkładały się, by ich właściciele mogli wzbić się w powietrze.
Doloris
zawyła. Jej głos przedarł się przez ich śpiew, przeciął go niczym lodowa
strzała. Serafin opadł tuż przed nią, przekrzywiając głowę jak ptak. Jego ciało
pokryte było ciemnoczerwoną skorupą, ciemno rude, niemalże czerwone włosy
opadały pozlepianymi strąkami na kark, ramiona i pierś. Uśmiechnął się,
przezentując przerośnięte kły. Inne Anioły również lądowały. Okrążały ją,
zawisały na filarach i kamiennych parapetach. Wiele obsiadło kamienny ołtarz i
krzyż ze zbutwiałego drewna. Ich wypełnione szaleństwem spojrzenia skierowane
były w jej stronę.
-
Samael. – Uklękła przed nim.
Wyciągnął
ku niej dłonie. Chwycił jej twarz i pociągnął ku sobie. Czuła jego oddech,
mogła zliczyć każdy włos zarostu pokrywającego jego szczękę. Nie ważyła się drgnąć,
ani wydać z siebie dźwięku.
Ręce
miał szorstkie, ale ciepłe. Palcami wodził po jej szyi, przyglądając się uważnie
bliznom znaczącym ciało. Po chwili spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się.
-
Czyli dobrze pamiętam, gdzie zostawiliśmy Ci znak.
-
Na karku, Panie.
-
Na karku.
Miał
chrapliwy głos. Zdania kończył pomrukiem, gdy uśmiechał się, oblizywał jeden z
kłów. Naciskiem palców zmusił ją do przekrzywienia głowy. Wyszczerzyła zęby i
wysunęła język, uderzając nim o ich górną krawędź. Zaśmiał się cicho. Językiem
znaczył okręgi na jej skórze, co jakiś czas pozwolił sobie na krótkie muśnięcie
ustami rozpalonej skóry. Westchnął.
-
Minęło tyle czasu od upadku.
- Zbyt wiele czasu – szepnęła.
-
A jednak obroniłaś tę jedną budowlę w Niebie przed całkowitym zniszczeniem. –
Odsunął się od niej. – Z Nadziei stałaś się Młodym Bólem. Choć upadłaś przez
Serafina, budzisz inne Anioły. Dlaczego?
-
Zakończyłam kolejny rozród. Odbudowałam w całości Niebo. Podniosłam z popiołów
Ex Cineribus, na moich oczach powstaje Trzeci Filar. Nauczyłam się rządzić
Świergotem. Wrócił Pax, Lumaris dorosła, powstał Blue. Teraz wykarmiam Bóstwo,
który stanie na straży Bólu.
Ponownie
przekrzywił głowę, jak ptak. Inne Anioły przysunęły się w ich stronę. Królową
wstrząsnął dreszcz. Powoli opadła na zimną, wilgotną posadzkę. Jej głos
naznaczony był zmęczeniem.
-
Działam wbrew systemom obronnym. Bardziej wbrew, niż kiedykolwiek wcześniej,
Samaelu. Koniec Centrum oznacza teraz koniec
nas wszystkich, jeśli okażę się zbyt słaba. Cor bije, ale kto wie, ile
jeszcze będzie nas zasilać? Tracę kontrolę. Wszystkie myśli i pragnienia Fame
przelewają się przez moje żyły, rozpalając ciało i umysł. Drżę, gdy poczuję
znajomy zapach, słodkawy i ciężki, pełen ciepła. Mechanizm pozwala na
przecieki. Łączę się z nim, a przez to i z Lumaris. Jej nienawiść, agresja i głód
przenikają mnie i krępują ruchy. Noszę piętno Złotej, która była tutaj zbyt
długo aktywna. Jej odruchy i myśli przecinają mi skórę za każdym razem, gdy
natknę się na czyjąś krzywdę. Pragnę krzywdzić. Pragnę bólu. Pragnę
unieruchomienia. Pragnę ich podległości. Ich krzyku. Ich uległości. – Zacisnęła
palce. – Nienawidzę się za to Samaelu. Nienawidzę się za to, że tracę nad tym
kontrolę. Że to wszystko trwało zbyt długo.
Zamilkła.
Zaparło jej dech, gdy poczuł ogień palący ją od wewnątrz. Wydała z siebie jęk.
Przycisnęła palce do piersi i spojrzała na Serafina. Drżała, rozchylonymi
ustami szukając powietrza, którego nie mogła posmakować. Ten, napotkawszy jej spojrzenie, uklęknął
obok. Anioły odsuwały się i skrzeczały, wzbijając się z wolna w powietrze. Ich
okrąg, niczym korona, wisiała nad krzyczącym Bólem. Samael wpatrywał się w nią
z zaciekawieniem. Pomiędzy kolejnymi wrzaskami jej skóra ciemniała, a głos
stawał nieludzki. Po posadzcce spłynęła krew, gdy pierwsze skrzydło przebiło
pokrytą krwiakami skórę. Przy drugiej parze umilkła. Leżała, wpatrując się w
Serafina i z chorą fascynacją obserwując rosnące w nim przerażenie. Rogi
wydłużyły się i wygięły do tyłu, skręcając przy końcach. Liczne wyrostki
pokrywały skórę, w miarę jak rosła. Opancerzone, pazurzaste łapy zastąpiły ręce
i nogi, ciężki ogon zwinął się wokół Anioła i Bestii. Ciężka, matowo-czarna
łuska pokryła ciało.
Samael
patrzył na nią. Przerażenie ustąpiło zachwytowi. Nie zdążył jej ugryźć, gdy się
przeistaczała. Wyciągnąć z niej całej siły i energii, pozbawić zasilania. Pancerz
zbyt szybko pokrył szyję, pokrył większe naczynia i nadgarstki.
Podniosła
się. Brak sił objawił się drżącymi łapami i bezwładem w skrzydłach. Ich błona była
jeszcze miejscami zlepiona i miękka, a pazury i rogi potrzebowały czasu, by
stwardnieć.
-
Zabijesz mnie, Samaelu?
-
Nie zabiję Cię, Dolores.
Zaśmiała
się pusto.
- Oddaj mi kontrolę. Oddaj mi pokój, Serafinie. Rozumiesz?
-
A jeśli nie zdołam?
-
Zginiesz. Wszyscy zginiecie.
Posłała
mu spojrzenie kojących, brązowych ślepi. Przytaknął i wzbił się w powietrze.
Zawisnął na wysokości jej oczu i przyjrzał się im uważnie.
-
Dlaczego to ciało? Dlaczego ten smok?
-
Nie wiem, Samaelu. Ale dopóki jestem stabilniejsza w tej postaci, niech tak
będzie.
Drzwi
katedry otworzyły się. Biały, pokryty rogatą koroną łeb, wsunął się do środka.
Deus wszedł powoli, trzymając nisko
pysk. Jego nozdrza pracowały, szukając znajomego zapachu, który właśnie zanikł.
Na widok czarnego smoka przystanął i wyprostował się.
-
Dolor znaczy ból. Dolus znaczy potrzask, pułapkę i oszustwo. Czy w tej postaci
chcesz przyjąć swe nowe imię, Królowo?
-
Nadal jestem Bólem, Deus. Jeśli chcesz, aby lustrzane odbicie Twoich koszmarów
rozszarpało Ci gardło, jestem na Twoje życzenie. Wystarczy kolejna, ciekawa
propozycja.
Emika – Sing to me,
Centuries
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cenię sobie każdy komentarz.