Queen v2



         Stukot kopyt niósł się echem na dziedzińcu pałacu. Trzeci Filar zamarł. Wszystko pokryła cienka warstwa popiołu, przywodząca na myśl pierwsze podrygi zimy. Królowa zeskoczyła z siodła i rozejrzała się ze smutkiem. Odgłos jej upadku odbił się od murów i wypłoszył kilka szczurów, żerujących na ścierwach Alienów.
            Piołun targnął łbem. Zatańczył w miejscu i zarżał.
            - Co sprowadza Cię aż tak nisko, Królowo?
            Złota uśmiechnęła się chłodno, chwytając lejce. Jej skóra naznaczona była licznymi nacięciami, a suknię pokrywały pojedyncze  czerwone plamki. Mimo to prezentowała się równie dumnie i łagodnie zarazem.
            - Dbałość i ciekawość Rdzenia – odwzajemniła uśmiech. – Coś się wydarzyło podczas mojej nieobecności?
            - Nic ważnego... ale obiło mi się o uszy, że wilki zapadają na nieznaną nikomu chorobę... – przeciągnęła ręką po największej czerwonej plamie, zdobiącej biodro.
            - Wilki?
            - Źle się wyraziłam... przecież w królestwie urzęduje tylko jeden przedstawiciel tego gatunku. Musisz mi wybaczyć.
            - Co, do cholery? – wyciągnęła zza paska Vlisa, pulsującego mdłym, błękitnym światłem. – Coś Ty kurwa zrobiła?
            - Ja? – uśmiechnęła się ponownie, prezentując rząd ostrych, cienkich zębów.
            - Dlaczego ich zabierasz?
            - Nie zabieram. Morduję.
            Drgnęła. Chwilę potem dwa złociste ogony splotły się w upiornym, bolesnym tańcu. Ból zacisnął zęby na jednej z tętnic, za wszelką cenę utrzymując pod sobą wijącą się Złotą. Ta targnęła się, przekręcając na bok. Ogon zacisnął się na szyi, a kolana przygwoździły ręce do usłanego popiołem bruku dziedzińca. Vlis drgnął w drętwiejących palcach. Aurea uśmiechnęła się triumfalnie, sięgając po broń. Obróciła sztylet, po czym wbiła go w klatkę piersiową Królowej. Doloris spojrzała na nią z przerażeniem. Złota puściła ją i sięgnęła ogonem po Detronizatora. Opuściła czarny sztylet na bladą, naznaczoną krwią, dłoń.
            - Dlaczego...
            - Dlaczego? Ach tak – oblizała palce. – Śpiewałaś mu... ale to ja nadałam mu imię, gdy mnie wezwałaś. To ja ogłosiłam iż rozpoczęło się polowanie na wilki – wstała. – W moich rękach staje się najzwyklejszym ostrzem. Natomiast ten... Jesteś Królową, czyż nie?
            Doloris dotknęła zimnej, twardej rękojeści w kształcie jaszczurki. Palce ześlizgnęły się z niej, a ręka opadła bezwładnie obok. Wbiła smutne spojrzenie w Aureę.
            - Nie pozwolę Ci umrzeć. Nie teraz, nie martw się – pogładziła prężący się w jej dłoniach sztylet, rozwijające się i składające, matowe skrzydło. – Nie teraz.

            Niepokój ukląkł obok i zamknął jej oczy, gdy złote węże, sycząc i zagryzając się wzajemnie, oplatały jej ciało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.