Radioaktywna


Jestem radioaktywna.
Uśmiechasz się. Oblizuję z zadowoleniem usta, bo wiem, że zaraz do mnie podejdziesz. Zjawisz się znikąd. Jak wszystko przed Tobą i po Tobie. Wiesz, że kontroluję nawet oddech. Obserwujesz mnie od dawna. Będziesz więźniem czerwonych kosmyków. 
Spoglądam w taflę telefonu, by pozwolić Ci ruszyć ku mnie. Nie zawiodłam się. Moje spojrzenie wita błękit Twoich tęczówek, unoszę delikatnie dloń, by sięgnąć po szklankę. Przyglądasz mi się z zaciekawieniem. To prawda, że jestem ciekawym okazem. Wokół mnie wszystko wygląda inaczej. Nawet na ostrzu dotyku wyrastają ciernie. Zaniedbujesz się. Twoje oblicze wypełnia cała gama uczuć, których nie powinnam w tak łatwy sposób zauważyć. Krzywię się, dopijam resztę Moon Walkera.

***

Uśmiecham się. Zawisłam nad Tobą niczym topór kata. Wijesz się pode mną w dobrze mi znanym tańcu. Życie ucieka Ci przez usta, gdy wymawiasz moje imię. Jest mocne i intensywne. Każda sylaba kaleczy język, więźnie w gardle i wypłukuje emocje:  Do-Lo-Ris. Leżysz, wpatrzony w bezkresne złoto. Dotykam Cię delikatnie, końcami czerwonych paznokci. Drżysz. Przymykasz oczy, by pokazać mi, do czego jeszcze jesteś zdolny. Więźniesz jednak, w moich ramionach. Ja odejdę, to Niepokój zamknie Twoje powieki.

***

Witaj w nowej erze.
Młody Ból oparł się niepewnie o ścianę. Każdy ruch przysparzał o dyskomfort. Jego spojrzenie nie miało żadnego wyrazu. Lśniące oczy zwrócone były przed siebie. Odległy punkt, ledwie kawałek czerwonej ściany, z jednym słowem, bezsensownym. To wszystko, co zwróciło całą jego uwagę. A jednak wystarczyło.
Zlepione końcówki czerwonych włosów. Czerwono-biała pościel, zapach po Nocy i ćma na rolecie. Szeleszczący oddech przez nos, rozchylone usta, przyklejone do butelki z wodą. Nie każdy poranek przed założeniem maski wygląda tak samo. Nawet ona ma swoje wyjątki.
Niepokój stanął w progu. Uśmiechnął się do niej promiennie, jakby chciał dodać otuchy. Jego grymas rozjaśnił na chwilę posępne oblicze, by zniknąć równie szybko, jak się pojawił. Lśniące ciało zaiskrzyło się w pierwszych promieniach słońca, rozświetlając na moment pokój i twarz Doloris. Kochał ją. Naprawdę ją kochał.

***

Kawowa ćma przycupnęła na skrawku pomarańczowej rolety. Zmęczona zmaganiami z żarówką postanowiła odpocząć. Całą Noc latała pod nosem bladej dziewczyny o czerwonych włosach, która wiła się niespokojnie tuż nad ranem. Ćma wetschnęła w tylko przez siebie rozumiany sposób i podążyła za wzrokiem dziewczyny, na swych pięknych, kawowych skrzydłach. Dotknęła niepewnie czerwonej, gładkiej ściany, odsunęła, by przeczytać słowo, które spoglądało niepewnie na świat. "Kocham". Zatrzepotała. Jej mały, wątły umysł wiedział, co zwiastuje to słowo. Zwróciła się w stronę Doloris, która od pewnego czasu się jej przyglądała.


Ponoć najlepsze, co napisałam do tej pory. Gdyby nie natłok bólu... nie stworzyłabym tego. Jakie słowo, które mnie opisuje, powinna ukryć ćma pod swoimi kawowymi skrzydłami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.