Kiedyś, wiesz, odważysz się do mnie
podejść. Wypełzniesz z ciemnego zaułka i spojrzysz mi prosto w oczy. Przeleje
się przez Ciebie płynne złoto, które tak bardzo chciałeś poczuć. Zdrętwieje
każda z Twoich kończyn, zesztywnieje Ci kark, a wzrok wbije w moje źrenice.
Będziesz tylko Ty i ja. I dwie samotne wieże, tnące niebo.
~*~
Boję
się jej. Boję się do niej podejść. Potrafi całymi Nocami wyć, a brzęczenie
łańcuchów niesie się poza granice tego, co znam. Czasami milknie. Wtedy nawet
ja odważam się pojawić tak blisko. Leży, zwinięta w kłębek, jak zapomniana
lalka rzucona w kąt. Widzę, jak podnosi powieki. Dźwiga się na kolana i wbija
paznokcie w ziemię. Oddycha tak nierówno. Czasami nie mogę uwierzyć, że potrafi
być groźna. Budzi się we mnie współczucie i ta dawno uśpiona miłość, która każe
mi jej pomóc. Podnieść i przytulić. Objąć jej głowę i wplątać palce we włosy.
Mówić dzień i Noc, że będzie dobrze, a nigdy źle. Choćby odgryźć niezliczoną
ilość srebra, które ją otacza. Przekonać ich wszystkich, że ona umiera, że już
nigdy więcej nie zobaczą swojej Pani,
jeśli pozwolą jej zginąć.
Opieram
się niepewnie o ścianę. Błądzę palcami po nierównej powierzchni z cegieł,
stąpam powoli w stronę rogu budynku. Wstała. A ja zapomniałem. Ona patrzy we mnie.
~*~
Złapałam
Twoje spojrzenie. Zamarłeś. Wiem, co czujesz. Nie patrzę na Ciebie, nie
interesuje mnie kolor Twoich tęczówek, włosów ani skóry. Wpatruję się w Twoją
pulsującą duszę, która przytuliła się aż do kręgosłupa, by uciec przed moim
wzrokiem. Jesteś tylko Ty i ja. I dwie samotne wieże, tnące niebo.
Podejdź,
tym powolnym, leniwym krokiem. Wyciągnij ręce ku mojej twarzy, wplątaj palce we
włosy. Ciesz moją obecnością i dotykiem. Toń w moich źrenicach, zsynchronizuj z
moim oddechem. Bądź. Słyszę każdy Twój płytki haust powietrza, widzę każde
drżenie, wiem, co czujesz. Wiem, że chcesz się tak czuć.
~*~
Wyciąga
do mnie rękę. Niepokój nerwowo wpatruje się w tor jej ruchu, jego ogon tańczy
nad naszymi głowami. Czuję, jakie zimno bije od jej skóry. A dotyk parzy i koi
zarazem. Mam ochotę krzyczeć z bólu, wić się u jej stóp za karę. Wpatruje się
we mnie badawczo. Ma smutne, ale twarde spojrzenie. Spojrzenie kogoś, kto nie ma
nic do stracenia.
Z
wież dochodziło wycie, gdy odcinałem jej łańcuchy. Jeden po drugim. Agonalne
wycie, zwiastujące rychły koniec twórcy. A ona cały czas stała, zwrócona tyłem
do tego wszystkiego. Jakby nie chciała uczestniczyć w ich cierpieniu.
Została mi
ostatnia z oków, błyszcząca obroża na szyi. Odwróciła się do mnie i odchyliła
głowę. Ma taką bladą skórę. Widać każdy ruch tętnicy, każde przełknięcie śliny.
I to bolało. Każda sekunda z palcami na jej obojczykach wydobywała ze mnie jęk.
Nie kazała mi przestać. Stała nieruchomo, z rękoma na moich ramionach. Aż mi
się udało. Upadłem tuż przed nią, wijąc się przy jej bosych stopach. Widziała,
jak życie uchodzi mi z ust, czas przecieka przez palce i rozsypuje wokół nas. I
byłem tylko ja i ona. I dwie samotne wieże, tnące niebo.
~*~
Widzę, jak
odchodzisz. Oczy zasnuwa ta paskudna mgła, która będzie mnie prześladować przez
resztę życia. Klękam obok Ciebie. Odgarniam włosy z twarzy i odsłaniam Twoją
szyję. To jedyne, co mogę Ci dać. Choć zabierałam ich już tysiące. Żyj.
Koszmar numer cztery, a czemu nie?
ATWA - System of a down
Fallen - Hunter
Snuff, Vermillion pt2 - Slipknot
Someday - Nickelback
Piosenka pisana Nocą - Coma
Eh... Someday, somehow...
Nigdy nie zostawiam po sobie śladu, bo najzwyczajniej nie mam pojęcia co sensownego napisać, ale twoje teksty poruszają. Naprawdę. Posiadają taką swoją magię i zawszę wracam tu po więcej. Jesteś wspaniała.
OdpowiedzUsuńDziękuję... teraz to ja nie wiem, co napisać. Zawsze biłam się z myślami przez to, co i jak tworzę. Bo nigdy nie wiem, jak odbiorą to inni. Ale jeśli Tobie się podoba i wracasz w objęcia Rozgrzesznika - punkt dla niego.
UsuńDziękuję raz jeszcze.