Gęsta
mgła oplotła to-czego-nie-znam.
Opadłam leniwie
na mur, budząc falę kurzu i drobnych kamieni. Niebo nie zmieniło swojego
koloru, odkąd koryta rzek wyschły. Nie pojawiła się na nim ani jedna gwiazda,
ognisty ogon komety, czy oczyszczający deszcz. Nie licząc częstych opadów
popiołu i pyłu, jakby gdzieś obok ożył wulkan. Mgła leniwie sunęła przy ziemi,
kłębiąc się jak rój much nad gnijącym ciałem. Nie było tam niczego. Nic nie
mogło tam żyć. Tutaj M4R5 pokazywał swoją surowość. Piaskowe burze, w te
bardziej „pogodne” dni, szalały głucho szeleszcząc. Nigdy nie zbliżały się do
miasta, jakby moje skrzydła chroniły każdy zakątek tego-co-znam.
Odchyliłam
głowę, wpatrując się ze znudzeniem na dwie-samotne-wieże-tnące-niebo. Smukłe
cienie na tle ruin, wzniesione moimi łapami i wolą. Coś, czego teraz przyszło
się wstydzić i brzydzić.
Ryk. Krótki i
wysoki. Pełen bólu i spokoju. Nienaturalnie czysty i wyraźny. Ogon zatańczył
niespokojnie, wyrzucając w powietrze kolejne kamienie i pył. Nie było tam
niczego. Nic nie mogło tam żyć... Kolejny, bliższy.
Ryk. Długi i
niski. Niczym pomruk rozdrażnionego ogara. Pełen złości i zdradzającego
niepokoju. Nie potrafiłam jednak zagłuszyć tego obcego, wżynającego się,
ostrego jak moje własne kły.
~*~
Miała piękny
głos. Wciąż wibrował między rogami, wskazując drogę przez wszechobecną mgłę. Do
niedawna towarzyszyła mi cisza i dźwięk ciągniętych za sobą skrzydeł.
Trudno jest się
wyrwać z podziemi. Wypełznąć wolno tu, na czerwoną połać ziemi. Prześć bez
szwanku przez korytarze smuklejsze niż ja. Przeorane boki broczyły krwią, a
połamane skrzydła potęgowały bezsilność i ból. Tylko jakaś niejasna myśl i blade
uczucie wciąż kazały mi iść.
~*~
Łuski koloru
ciemnego grafitu. Mieniące się niespokojne przy każdym ciężkim kroku. Żółte
ślepia, wbijające się w nią z napięciem. Pazury grubsze niż jej własne,
skrzydła dłuższe i cięższe, choć złamane. Ogromne płyty łusek, porastające
ciało niczym zbroja. Zakrzywione rogi, długie, szerokie i poszarpane wypustki
na grzbiecie. Jest większy niż ja. Jest silniejszy niż ja. Jest starszy niż ja.
~*~
Dwie Bestie,
wpatrujące się w siebie z zainteresowaniem. Ogony tańczące rytmicznie, niskie,
gardłowe pomruki, od których wibruje ziemia.
Złoto i grafit.
Lumis i Pax.
A nad wszystkim jeden, samotny, obezwładniony obserwator...
OdpowiedzUsuńPax chce poznać Vlisa.
UsuńNiech przyleci, Vlis czeka na orbicie...
UsuńMa połamane skrzydła.
UsuńA Vlisowi nie wolno wylądować.
UsuńPat.
Może. Porozmawia i zginie.
UsuńAlbo zginie w locie...
UsuńMożliwe. Tak to jest z niesfornymi pisklętami.
Usuń