War



“Angels on the sideline,
Puzzled and amused.
Why did Father give these humans free will?
Now they're all confused.”

            Oblizała spierzchnięte usta. Niepokój wyplątał się z pomiędzy zakręconych włosów, posłał zmęczone spojrzenie w siniejące niebo. Świt rozlewał się równo po nieboskłonie, drażniąc płynne złoto w tęczówkach. Łuskowy ogon drgnął nerwowo, gdy upadła na kolana, przyciskając do szyi drżące dłonie. Świat zakołysał się niebezpiecznie, jakby wzburzony wylewnością Młodego Bólu. Z pomiędzy palców wypływała czerwień.

            Odetchnął. Głęboko i pewnie, rozprostowując zastałe mięśnie. Język zatańczył na podniebieniu, smakując resztek płynu.
Widział, jak upada, przysłaniając ziemię swoim ciałem. Dreszcz przepłynął pewnie wzdłuż kręgosłupa, rozkazując chronić i ufać. Potarł skronie. Minęły zaledwie chwile, choć przeczył temu nadchodzący leniwie świt. Noc znikała powoli wraz z granatem zasłony, wybierając pojedynczo kolejne gwiazdy. Tylko księżyc nieśmiało tlił się na niebie, przypominając o krótkim triumfie dnia.

Fight over the clouds, over wind, over sky
Fight over your lie, over blood, over anything
Fight over love, over sun, over nothing
Fight till they die,
(Ahhh!) over what? for their ending.”

~*~

            Niebo zasnuwał blady błękit, wciąż mieszany z rdzawością chmur. Ziemia walczyła uparcie, wydając nowe połacie zieleni, drżąc i otulając wodę w swoich korytach. Rzeki dawno wypłukały kości, krew i pył, błyszcząc niepewnie w nieśmiałych podrygach słońca. Gruzy obrosły mchem, przypominając mezopotamskie świątynie, nadszarpnięte wiekiem. Schody do Nieba wciąż błyszczały kryształami witrażowego szkła, mieniąc się z daleka, jak osobliwy rodzaj tęczy.
            Przyglądałam się temu. Trochę z lękiem i niepewnością, wynikającą z wiecznego uprzedzenia do zmian. Nawet tych dobrych i drobnych, ledwie zauważalnych i symbolicznych. Koniecznych, taktownych, obmyślanych. Zmiany to kolejna pułapka, gotowa odciąć Ci skrzydła, gdy Ty wciąż chcesz wzbijać się w powietrze. Chyba każdy, kiedyś szybował, rozkoszując się wiatrem i spokojem. Szumem i własnymi myślami, przelatującymi przez głowę bez ładu i składu. Emocje wymieszane ze stoickim spokojem, wspierane kolejnymi targnięciami skrzydeł. Bo one walczą z każdym podmuchem powietrza, by utrzymać Cię przy życiu. Wciąż w górę... w górę... i czasem zdarza się, że opadasz. Szybujesz zadowolony, z tylko Tobie znaną stałością i melancholijnością. I Tylko nieuchronny podmuch powietrza ciska Tobą o dno, pozwalając Ci na muśnięcie paznokciami dna. Potem tylko wystarczy przypomnieć sobie, jak to jest chodzić i zwyczajnie spoglądać na wszystko z dołu. Z Należytym namaszczeniem. Odbić się. I ponownie zapomnieć, jak to jest być po prostu czymś, by stać się kimś.
            I stałam tak. Wpatrzona w te wszystkie zmiany, zachwycona dawno utraconym światłem i kolorem. Urzeczona zupełnie nowymi zapachami i emocjami. Wszystko rodziło się na nowo i to na moich oczach. Powstawało jak feniks z popiołów, których zawsze było tu dostatek. I chyba nie skłamię, jeśli powiem, że uśmiechnęłam się ironicznie, ponieważ naszła mnie myśl, że po każdej tęczy przychodzi burza. A chyba najgorsze są te, które budzą się Nocą.
            Pijawki zwinęły się nieprzytomnie wokół mnie, syte i ogromne, wyglądające jak grube węże ogrodowe. Ciało pokryły sińce, a ja widziałam każde drgnięcie serca, skupiając się tylko na nadgarstkach. Wychudłam. Oddałam wszystko to, co tylko mogłam, by znów móc szybować. I nikt nie powie mi, że nie było warto...

Angels on the sideline again,
Benched along with patience and reason.
Angels on the sideline again,
Wondering where this tug of war will end.


Nie skłamię, jeśli powiem też, że jestem zmęczona. Głód potrafi zrobić z człowieka Bestię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.