Infernus, Purgatorium, Coelum


 Na początku nie było nic, z wyjątkiem pustej przestrzeni i dwoch kropel.”
                Niebo przybrało barwę wściekłej czerwieni. Chmury zabarwiły się amarantem, sunęły szybko po horyzoncie, poganiane silnym wiatrem. Ciepłe prądy powietrza przecinały pustą przestrzeń poza murami. Pustkowie zdawało się poruszać, być może przez piaski, szalejące na dole, pod jego ogromnym, połyskującym ciałem.
            Leciał. Znużony podróżą i nowymi doświadczeniami. Ogon falował monotonnie, gdy zmieniał kierunek lotu. Kilka okrążeń wciąż sprawiało mu trud. Nie chciał wiedzieć co nakłoniło jego Panią do tak szaleńczej decyzji, która z pewnością mogła zaważyć na sprawności jego -  i tak zszarganych - skrzydeł. Mimo to sunął w powietrzu, wypatrując zejścia pod Miasto. Dotychczasowe przypuszczenia, iż Warownia została postawiona właśnie na nich – legły w gruzach, jak i sama konstrukcja. Purgatorium wracało do życia i choć mógł obserwować to już od jakiegoś czasu, wciąż nie wierzył. Zdolności regeneracyjne zwiększyły się dwukrotnie, odkąd wrócił. Z dumą zadarł łeb, napawając się tą radosną nowiną. Teraz tylko Pani musi pielęgnować to, co wskrzesiła. I wierzył, że będzie to robić.
            Zanurkował, rozkoszując się ciepłem, rozchodzącym się równomiernie po łuskach. Las rozpościerał przed nim swój stoicki spokój, a niewzruszona tafla jeziora kusiła, by zmącić ją własnym ciałem. Wiedział jednak, że to zbyt duże ryzyko. Swoją krwią mógłby napełnić z pewnością jedno takie jeziorko, a nie uśmiechało mu się spotykać ze stworzeniem, mogącym zamieszkiwać niezmącone wody pośród drzew. Wylądował jednak. Ciężko postawił łapy na gruncie, wdychając dawno zapomnianą woń igieł i żywicy. Nie spodziewał się takiego wykwitu poza murami. Jak widać ożywa nawet to, czego nie znała sama Pani. Odetchnął, by podejść do jeziora i zanurzyć w nim grafitowy pysk. Jak widać jeszcze wiele odkryć przed nimi.

            Znalazł je. Nawet zachowała się krew na podłożu, pomimo tego, iż cierniste krzewy spijały wszelkie soki z tego kawałka ziemi. Rykną triumfalnie.

~*~


            Trzymała małe, skurczone i trzęsące się zawiniątko. Bezimienny kwilił, wczepiony łapkami w jej włosy. Niebieski opal mieszał się z czerwienią, gdy opuściła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Wlepił w nią nierozumiejące spojrzenie, pełne wyrzutu i cichej dezaprobaty. Nie przyzna się, że jest zadowolony z zaistniałej sytuacji. Nawet nie może mówić. Jedynie słodki świergot może wydobyć się z jej ramion, po czym umilknąć, jakby zapytując. Nie może nic, dopóki mu na to nie zezwoli. I Bezimienny doskonale o tym wiedział. Wciąż obracał się niespokojnie, mieniąc się błękitem. Miał odwiedzić Infernus. Miał tam dorosnąć. I powrócić, by wyrżnąć w pień odwracającą się armię wraz z Niebieskim Stwórcą.


Szersze spojrzenie... każdy ma inną muzykę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cenię sobie każdy komentarz.