Rozgrzeszenie II
Rozgrzeszenie II
„Wbija rybie ząbki wprost w odsłoniętą szyję.
Wydała tylko nieprzytomny jęk, palce zacisnęła kurczowo na tętnicach Złotej.
Pazury wbijają się bezlitośnie pod skórę, gdy Bestia wydaje z siebie
zachrypnięty ryk. Jeden z ostatnich.
Słyszysz bicie serca. Spokojne i miarowe. Tak odległe, a zarazem tak bliskie.
Nie może należeć do Ciebie. Twoje już dawno przestało tłoczyć krew do ust
Złotej. Jednak czujesz. Czujesz czyś ból, otępienie i nienawiść.
Wszechogarniające poczucie obowiązku i wierności. To Twoja Bestia żyje za
Ciebie. Nie opuści Cię aż do śmierci.
Otwiera oczy. Warkot wyrywa jej się z pyska, gdy widzi tańczące blond kosmyki.
Jedno kłapnięcie szczękami przywraca dawno zapomniane wspomnienia. Znów
jesteśmy jednością, Lumis?”
24-01-2013 – Rozgrzeszenie
I
Złość rozlała się delikatną falą po umyśle, zataczając
wymyślne okręgi wokół centrum.
“Come touch me like I’m an ordinary man,
Have a look in my eyes,
Underneath my skin there is a violence,
it's got a gun in it's hand.”
Have a look in my eyes,
Underneath my skin there is a violence,
it's got a gun in it's hand.”
Ogromne serce biło w opancerzonej piersi, wybijając spokojny,
podręcznikowy rytm. Krew przepływała spokojnie każdym z naczyń, paląc od
wewnątrz nieznanym ciepłem. Łuski migotały złowrogo, gdy Bestia podeszła do
Złotej Rybki, z nisko opuszczonymi skrzydłami i pyskiem. Armia zatrzymała się,
dając poczucie nieuniknionego. Czas ponownie zamarł w Mieście, nie zwracając
tym niczyjej uwagi. Tylko Niepokój krążył obok niespokojnie, pełen obaw i
własnych, niewypowiedzianych lęków.
Złota
syknęła krótko, odrzucając bujne, blade loki z czoła. Ślepe oczy skierowała na
pierś Bestii. Ruszyła ku niej, wybijając językiem rytm podwójnego serca.
Kląskanie niosło się echem między ruinami, pozostawiając po sobie zniekształcony,
złowrogi pomruk. Szła, spokojnie sunąc nad ziemią. Lumis wygięła grzbiet w łuk,
odbijając się tylnymi łapami. Ciężkie ciało wzniosło się w powietrze, posyłając
na ziemię Gold, wzbijając tumany kurzu i pyłu. Płatki popiołu na nowo
zatańczyły w powietrzu, tuż nad głową śmierci, jak gdyby była to smutna parodia
korony.
„I can't see where you're comin' from.
But I know just what you're runnin' from.”
But I know just what you're runnin' from.”
Wbiła długie szpony w ziemię, wbijając nie widzące,
nienawistne spojrzenie prosto w krążącego smoka. Armia na nowo ruszyła, lecz w
przeciwnym kierunku. Wesoły świergot wwiercał się w umysły żołnierzy równie
mocno, jak i szczęki Młodych. Rzuciły się grupą w sam środek pierwszego rzędu,
lśniąc chityną i uzbrojonymi w zęby dziąsłami. Pazury błyskały w rudej
poświacie Miasta, karmiąc ziemię zbawczą czerwienią.
Świergot
jeszcze długo niósł się w powietrzu, zanim Złota zniknęła z pola bitwy.
~*~
Ostatni
kamień stoczył się z resztek samotnych wież tnących niebo. Warownia zamieniła
się w kupę gruzu i pyłu, porastając powoli nieśmiałą zielenią. Roztopy dotknęły
Nieba, zsyłając na Miasto strumień wody, wartko spływający po schodach
prowadzących do legendy. Rzeka wypłukała kości i popiół, pozwalając karmić się
ziemi.
~*~
Odetchnęła.
Stała u podnóża rozległych, błyszczących w słońcu schodów. Deszcz zmywał z nich
resztki szkła. Świecące odłamki pochłaniała matka ziemia, czyhająca na nie
dokładnie tam, gdzie przystanął Ból.
Dorosła.
Nie była już Młodym Bólem, niezdolnym do kontrolowania własnych emocji.
Wychowała swoje Młode jak najlepiej umiała. Przyglądała im się czule za każdym
razem, gdy przyczepiały jej się do kostek, domagając się jedzenia. Teraz jednak
trwała zaskoczona własnymi decyzjami, wpatrzona w nieboskłon, który przecinały
schody.
Wybrała
Fame. Wspinał się cierpliwie, trzymając się nieco z tyłu. Niemalże dyszał jej w
kark, by wytrącić Doloris z równowagi. Ta jednak Szła niewzruszona, wypatrując
końca, a zarazem początku konstrukcji.
Oślepił
ich blask słońca. Kupki śniegu spoglądały na nich złowrogo znad zielonych koron
drzew. Wszędzie walały się odmarzające ciała, szkło, śmieci i broń. Sine
kończyny błyszczały w dziennym świetle,
wyglądając jak tłuste larwy, wylęgłe na żer. Postrzępione ostrza walały się w
szaro-zielonej trawie, łuski i kolby zasnuły drogi i chodniki.
Śmiali
się. Ich głosy stworzyły szeroki, szyderczy uśmiech zawieszony tuż nad pałacem
ze szkła. Nawet z tak daleka można było usłyszeć, jak bije w nim Jego Serce.
„Yeah... Ha Ha!
Finally someone let me out of my cage.
Now, time for me is nothing cos I'm counting no age.
Now I couldn't be there.
Now you shouldn't be scared.
I'm good at repairs.
And I'm under each snare.
Intangible.”
Finally someone let me out of my cage.
Now, time for me is nothing cos I'm counting no age.
Now I couldn't be there.
Now you shouldn't be scared.
I'm good at repairs.
And I'm under each snare.
Intangible.”
Zatrzymali
się tylko raz, zbierając wywiad. Oddali pokłon Aniołowi, rozciągniętemu przed
wejściem do zrujnowanej katedry. Wyglądał jak ozdoba choinkowa z tak dużą
ilością powbijanych odłamków witraży.
„Bet you didn't think so I command you to.
Panoramic view.
Look I'll make it all manageable.
Pick and choose.
Sit and lose.”
Panoramic view.
Look I'll make it all manageable.
Pick and choose.
Sit and lose.”
Złapała go za kark. Głowę odchyliła mechanicznie, ukazując
gładką, nienaruszoną szyję Głodu. Wpatrywał się w nią ze stoickim spokojem. Nic
nie mogła poradzić na to, że lubiła paradoksalne zakończenia.
Wszystko i nic.
Nie sądziłam, że zajmie mi to prawie trzy
strony A4. Drugie Rozgrzeszenie jest czymś wyjątkowym. Środkowym. Czymś, nad
czym bardzo nie chciałam pracować, siadając tutaj. Ale jednak. Zaczęłam: deszcz,
szkło, schody - 21:34, 24-05-2013. Jest 22:55. Rozdrapywanie, by to przelać, to
nie było jednak pobożne życzenie.
Przede mną prawdopodobnie trzecie
Rozgrzeszenie oraz jego zakończenie. Nie wiem ile lat minie, nim koniec
przepłynie mi przez palce, czy choćby umysł. Czasami warto nie wiedzieć.
Igneus
Avem
Powitały armię
świergotem. Ogniem płonącym mocno w sercach. Pióra sypały się wokół, wypalając
śnieg i trawę. Przekrzywione, zaciekawione główki skierowane były na najeźdźcę z żywym zainteresowaniem. Szpony rwały niespokojnie ziemię, a krew i ogień
tańczyli ze sobą w najlepsze. Bo przecież i jedno i drugie ma w sobie wiele z
czerwieni.
Świergot
niósł się i następnego ranka, zamknięty w kroplach rosy.
Kasabian - Underdog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cenię sobie każdy komentarz.