„Małe, kruche dziecko,
nurzające się we krwi. Wypełzające na brzeg Styksu, upstrzone plamami strupów i
pręgami grubych blizn, pełzających na niej niczym robaki.
Duże, czarne oczy,
wpatrzone nieruchomo w jeden punkt. Przywodzące na myśl bezdenną pustkę i
wieczny smutek. Bądź wieczną jej - Pani Noc.
Jej ciało przywodzi na myśl
delikatną konstrukcję. Skóra przejrzysta, blada i naznaczona szarością. „
„Pod tymi cienkimi
warstwami naskórka pełzają żyły. Wiją sie i karmią tętniące wewnątrz ostrza.
Błyski kling ujawniają swą obecność, gdy się poruszasz. Jesteś taka młoda... a
jednak mnie bronisz. Małe, zgorzkniałe dziecko, wyrzucone na brzed Styksu,
któremu odebrano nawet godną śmierć. Żywy mechanizm, żywa broń, choć nic poza
tym. Jesteś dobrą wiecznie
ostrą klingą, idealnie dopasowującą się do dłoni Pana. Idealnie wyważony,
długi, ciężki miecz. Idealnie wyważony krótki i kąśliwy sztylet. Łuk z
zatrutymi strzałami. Trucizna. Miłość i Wiara. Możesz być każdą ze znanych Mi i
Im broni. Nienawidzisz ich za to, pamiętasz? Mnie też masz nienawidzić.”
Usiadła po turecku i nachyliła się
nad drgającym płomieniem zapalniczki. Po chwili odrzuciła głowę do tyłu i
odetchnęła głęboko, wyrzucając z siebie obłok białego dymu. Spod przymkniętych
powiek obserwowała czarną wiewiórkę, biegnącą po resztkach ścian dawnej
strzelnicy. Jej ciemne futro przywodziło na myśl miękkie, kręcone włosy Wilka,
krążące wokół nich kruki i bladą żółć wysuszonych traw. Wspomnienie drgnęło i
rozmyło się równie szybko jak dym ulatujący z papierosa i rozchylonych w uśmiechu
ust.
Pochyliła się do przodu i podniosła
zielone, brudne szkiełko. Przeciągnęła palcem po gładkim wgłębieniu, ścierając
warstwę zaschniętej ziemi i przyklejonych źdźbeł trawy. Zabłyszczało w „wiosennym”
słońcu, przypominając o nie tak odległej rzece, która wyzbyła się śniegu i
lodu. Już niedługo te nieśmiałe promienie słońca ogrzeją bladą skórę, poruszą
serca uśpionych zwierząt, poruszą jej, pogrążone w mocnym i ciemnym śnie. Śnie
bez snów. Bez obrazów, wspomnień i emocji. W pustce.
Westchnęła.
Sala tronowa, w której zamknęła się
i zwykła ostatnio sypiać, wypełniona była porannymi promieniami słońca. Z
zamyślenia wyrwało ją ciepło, oplatające jej podkurczone nogi. Podniosła się i
podeszła do okien wychodzących na wschód. Błękitny nieboskłon oślepił ją i
wprawił w zachwyt. Otworzyła jedno ze skrzydeł i wyjrzała przez nie z
uśmiechem.
Radosne wycie poniosło się nad
Królestwem, beztroskie i szczere. Jak gdyby zapomniała, że nadszedł dzień sądu.
~*~
Dorastała wraz z nienawiścią.
Zaszczepioną głęboko, godzącą w otwarte, miękkie Serce. Dorastała w
przekonaniu, że jest tylko bronią. Wspaniałą, bo mogącą się dostosować.
Idealną, bo potrafiącą korygować działania ręki, która ją prowadziła. Jednak
rzeczą. Zawsze podległą i uzależnioną od Pana, bądź Pani. Już nie
samowystarczalną jednostką, jak kiedyś, lecz tylko przedmiotem. Wyśmienitym,
choć nieszczęśliwym. O ile klinga mogła być szczęśliwa, czy też nie.
Błąkała się. Oferowała swoje usługi
tylko tym, którzy na nie zasłużyli. Zazwyczaj ginęli w nieznanych
okolicznościach, bądź okaleczeni prowadzili swe życie z ogromną, wyszarpaną
blizną, w kształcie łamanej litery „S”. Pozwalała, by naczynia Broni i Pana
łączyły się, a serce biło w jednym, tylko im znanym rytmie. Pragnęła bliskości.
Opieki. I krwi. Bólu i cierpienia, które rozlewało się po ostrzu, grocie,
emocji bądź chłodnych kroplach trucizny. Walczyła. Dla siebie i dla innych. Z
nienawiści i przekonania, że do tego została stworzona. Odrzucając normy
moralne i etyczne.
Upadła nim upłynął rok. Pełzała, a
jej ciało przystosowywało się do nowej roli. Obleczone zostało w bladą, cienką skórę, z której wyrosły długie
pazury i ciężkie, proste rogi. Nie zostało nic z dostojności i dumy Nadziei, okrywającej
się jasnymi sukniami, wiarą i dobrem. Nagość i bladość ciała Doloris
odstraszała i intrygowała, a za zbytnią ciekawość płacono ceną najwyższą.
Pozwoliła nie tylko na własną
klęskę, ale i upadek Nieba. Obserwowała jak Serafin zabija uciekające w
popłochu mniejsze anioły. Jak deszcz kolorowego szkła opada na ciała obrońców i
schody, będące jedynym znanym jej wtedy połączeniem Miasta i Nieba.
Ukryła się niżej, pozbawiając życia
tętniące nim ziemie. Rzeki wypełniła krew, zaraza wybiła ludność. Wszystko
obróciło się w ruinę, a niebo osnuła czerwono-rdzawa poświata, koloru piasku,
który przesypywał się po opuszczonych ulicach. Ziemia łapczywie wchłonęła krew,
pozostawiając koryta usłane kośćmi i szkłem. W Mieście nie wyrósł już żaden
kwiat. Nie zaśpiewał ptak. Nie było ani Nocy, ani dnia.
Zmusiła Lumis do budowy Samotni oraz
niewdzięcznej egzystencji u własnego boku. Nie dbała ani o nią, ani o rozwój.
Pozostała w stanie zawieszenia, nadal stając się Bronią...
- ... czemu nie można zaprzeczyć –
Aurea przeciągnęła palcami po kartce. Po chwili podniosła wzrok na zebranych. –
Niech to będzie początkiem mojej argumentacji.
W ogromnej sali zapadła cisza.
Doloris siedziała na przeciwko oskarżającej, z głową przekrzywioną jak ptak.
Machinalnie gładziła Bezimiennego, co jakiś czas sięgając po nowego papierosa.
Wyraz pewności na jej twarzy podcinał skrzydła Złotej, uczepionej kurczowo
teczek i kartek. Po chwili zdusiła papierosa i wstała.
- Królowo? – Rozgrzesznik powstał
wraz z resztą sali. Wskazał jej miejsce po swojej prawej, nieco niżej, na równi
ze stanowiskiem Złotej – zechcesz?
- Trafię. – rzuciła, zabierając ze
sobą papierośnicę.
Bezimienny ruszył za nią. Gdy
zaczęła mówić, wetknął nos w jej opuszczoną, zaciśniętą dłoń.
~*~
Pax leżał na końcu sali, tuż przy
drzwiach. Beznamiętnym spojrzeniem lustrował Złotą i jej przepełniony pewnością
siebie głos. Od dłuższego czasu powstrzymywał się od powstania i wyjścia. Z
pewnością lot pomógłby mu otrząsnąć się od mdłego zapachu perfum, dymu
nikotynowego i spojrzeń. Rzucił wzrokiem na Lumis, ułożoną po jego lewej.
Zamarła już jakiś czas temu, z przymkniętymi oczami. Nie był w stanie ocenić,
czy słuchała, czy też odpłynęła, próbując uciec od tej całej sytuacji
skuteczniej niż on.
Gdy Aurea skończyła, w sali zapadła
cisza. Ta kolej rzeczy spodobała się Paxowi. Żmija w końu zamilkła, a on mógł z
dumą powstać, gdy jego Królowa ruszyła na podwyższenie. Smoczyca obok niego
podniosła się i fuknęła, widząc śmiałość Bezimiennego. Wymienili spojrzenia. Z
pewnością dawał jej więcej otuchy, niż dwa leżące smoki po drugiej stronie
sali.
Wpatrywał się w nią. Gdy wszyscy
spoczęli, a Doloris zaczęła mówić, on nie położył się ponownie, jak w przypadku
Złotej. Stał. Dumny i pewny siebie, wsłuchując się w pełen skruchy i emocji
głos Bólu.
~*~
Lumis leżała, nie słuchając nawet
oskrażeń płynących z ust Złotej. Znad przymkniętych powiek lustrowała
otoczenie, skupiając się na Rozgrzeszniku. Zmęczonym spojrzeniem wodził za
własnym piórem, którym spisywał uwagi. Pomyślała, że ta praca musi być bardziej
męcząca, niż patrolowanie Nieba dzień i Noc, by ostrzec przed natarciem wrogich
wojsk. Nie była pewna, czy działania wojenne, prowadzone w sposób tradycyjny
zostały ukrócone, gdy doszło już do dyplomacji, czy jeszcze nie. Wszak jedno
wiedziała na pewno - wojna, to tylko tło. Tło dla tego, co działo się teraz i
co mogła oglądać, a o czym wolałaby nie wiedzieć.
Nie zauważyła nawet, gdy Aurea
skończyła mówić. Powstała, jak wszyscy, by oddać szacunek Królowej, która
ruszyła na swoje nowe miejsce. Widziała błysk papierośnicy w kurczowo
zaciśniętej dłoni. Dobra mina do złej gry.
Po chwili parsknęła. Blue ruszył za
nią, pełen dumy. Spojrzała na Paxa. To oni byli całkowicie bezużyteczni. Nie
potrafili nawet pokazać, że w nią wierzą.
~*~
Dorastałam wraz z nienawiścią,
zaszczepioną gdzieś głęboko i równie mocno jak nadzieja, czy wiara w to, że
kiedyś ujrzę sens. Zobaczę drogę, którą powinnam podążać, która może i byłaby
trudna, jednak budująca. Warta bólu. Warta cierpienia.
Stałam się Bronią. Przez nacierający
zewsząd ból, złamane Serce, łamane obietnice i kłamstwa. Zdecydowałam się nie
wracać do całkowitej obojętności. Postanowiłam zachować emocje i wiedzę o nich
dla innych, być może moich następców. Nie potrafiłam zrezygnować z tego, co
osiągnęłam z trudem, co wykształciłam. Nie winię się za tę decyzję. Nie żałuję
jej.
Błąkałam się. Ze zredukowanymi
emocjami. Z ogromnym uszczerbkiem na Sercu. Wiłam się i cierpiałam, gdy
przychodziło katharsis. Pamiętam każde imię i każde pożegnanie tych, którzy
cierpieli. Pomimo pragnienia, by nie czuć, by oczyścić się, być może przez
służalczość komuś... nie udało mi się to. Emocje zamieszkały na stałe i tutaj,
w Niebie, jak i w Mieście. Postanowiłam odkupić swoje winy. Wybrałam zły
sposób.
Warto jednak wspomnieć o tych
wspólnych naczyniach. Połączenie to gwarantowało wierność. Tak naprawdę nie
służyło mi, jednak komuś, kto miał nade mną władzę. Oddawałam wszystko, co
mogłam, by służyć. Niszczyłam siebie, wierząc, że pomogę. Odkupię się. Stworzę
coś dobrego. Nie wiedziałam jednak, że z tego zła nie wyrośnie żaden piękny
kwiat.
Upadłam. Upadłam nim upłynął rok.
Okłamana, porzucona, nie mająca sił, by utrzymywać bijące Serce. Nie mając sił,
by przemówić do Serafina i zapytać czym zasłużyłam. Spoglądałam jak niszczy to,
co tworzone przez lata. Spraliżowana, samotna i smutna. Przepełniona smutkiem.
Uciekłam niżej. Złość, nienawiść,
bezsilność i żal, którą podarowała mi Aurea utrzymała mnie przy życiu. Jednakże
Lumis przejęła kontrolę, działając destrukcyjnie na to, co zostało przy życiu
pod Niebem. Miasto obróciła w ruinę.
Przyzwyczaiłam się do zatrzymania
czasu. Wraz z Lumis podjęłyśmy decyzję o zbudowaniu Samotni, zawanej także
Warownią. Miała służyć nie tylko mi, lecz wszystkim żyjącym we mnie. Łańcuchy
nie pozwalały mi odejść, ani niszczyć, a Lumis przejmować nade mną kontroli bez
mojej zgody. Tak zapanował pozorny ład. Nie było tylko sił na rozwój. Za
ciekawość płaciło się życiem.
Cały ten czas nie trwałam jednak
bezczynnie. Nie mogłam budować w sobie, jednak mogłam tworzyć w innych. Robiłam
to więc. Otwierałam Serca, utrzymywałam życia i zabierałam ból. Sama też stałam
się nim. Prawdą jest, że nie uwolniłam się
od zadawania cierpień innym. Nigdy nie potrafiłam się rozbroić. Nie znam
wytłumaczenia tego zjawiska. Czy mógłby to być strach? Jednak...
- ...stoję teraz przed Wami.
Rozbrojona. Nadal poświęcająca się w imię wyższego dobra. Oddająca kawałki
siebie, pochylająca się z troską nad Sercem. Nad wojskiem. Nad każdym z
Filarów. Czy to właśnie nie w Niebie jestem sądzona? – powiodła wzrokiem po
zebranych – A więc przywróciłam ten Filar do życia. Zastaliście go jeszcze
silniejszego i piękniejszego niż kiedyś. Czy nie odkryłam przed Wami trzeciego
z Filarów? – podniosła głos. – Odkryłam! I jest równie silny i piękny jak
Miasto, które również powstało z popiołów! – zwróciła się do Aurei. – I tego
wszystkiego dokonałam wraz z Sercem, które Ty chcesz uśpić.
Opadła na krzeło. Bezimienny polizał
jej zaciśnięte na kolanach dłonie. Przez salę przebiegł szmer. Rozgrzesznik
powstał i powiódł wzrokiem po zebranych.
- Przerwa. Wieczorem odbędzie się
narada, po której proszę o ponowne przybycie.
Doloris nie ruszyła się z miejsca.
Sztywnymi palcami sięgnęła po papierośnicę. Gdy zapaliła, odchyliła się lekko
na krześle. Wilk dodawał jej otuchy i jako jedyny nie reagował na biały,
nikotynowy dym. Podniósł łeb i spojrzał na nią granatowymi oczami. Zatęskniła.
Żal ścisnął jej gardło.
- Królowo? – Rozgrzesznik zszedł z
podwyższenia i udał się w jej stronę. – nie chcesz skorzystać z przerwy?
- Głowa Królestwa nigdy nie ma
przerw – odparła, uśmiechając się słabo. – a czy Ty się na nią udasz?
- Jeśli pozwolisz.
- Pozwalam.
Abaddon ruszył do ogromnych,
szklanych drzwi. Jego lśniące skrzydła zakrywała długa, krwistoczerwona szata z
wyszywanymi srebrną nicią wagami. Na jednej wił się wąż, a na drugiej obleczony
łańcuchem smok. Obie wskazywały na równowagę.
- Aurea, chodź ze mną, proszę.
Zostawmy Królową.
Ruszyła za nim postukując obcasami.
Pozwolił jej przejść, po czym odwrócił powoli. Uśmiechnął się pokrzepiająco i
zamknął drzwi Sali Sądowej Nieba.
Doloris odczekała chwilę. Gdy ucichł
odgłos kroków, roześmiała się histerycznie.
~*~
Biegł.
Małe, pazurzaste łapy ślizgały się
po szklanej posadzce, zgrzytały przeraźliwie przy każdym, prędkim zakręcie.
Posłaniec w przeciętym czerwoną linią pysku, trzymał zwój. Objął delikatnie
dokument kłami, co chwilę zerkając na lak zwieńczony oficjalną pieczęcią.
Zwolnił i rozejrzał się. Zapach Doloriss mieszał się z wieloma innymi,
wprawiając Aliena w zakłopotanie. Ściany korytarza były puste i gładkie.
Mleczne szkło przepuszczało wystarczającą ilość światła, by na samym jego końcu
dało się zauważyć zarys ogromnych, matowych drzwi. Powęszył chwilę dla
pewności. Po chwili ruszył za śmiechem Królowej.
~*~
Ciche skrobanie przywróciło jej
równowagę. Zamilkła i wstała. Sztywne nogi powiodły ją ku drzwiom, choć chwiała
się i klnęła przy niemalże każdym kroku. Bezimienny podniósł się i dołączył do
niej, przytykając nos do szczeliny między skrzydłami.
Otworzyła je. Były lżejsze niż się spodziewała. Zachwiała się, ale po chwili stanęła pewniej. Zbyt dużo siły i uwagi skupiła na drzwiach, by zobaczyć spłoszonego Aliena, który przywarł do podłogi na widok Wilka. Blue zawarczał.
Otworzyła je. Były lżejsze niż się spodziewała. Zachwiała się, ale po chwili stanęła pewniej. Zbyt dużo siły i uwagi skupiła na drzwiach, by zobaczyć spłoszonego Aliena, który przywarł do podłogi na widok Wilka. Blue zawarczał.
- Zostaw – rzuciła krótko.
Podniosła trzęsącego się posłańca i
przytuliła go do piersi. Ogon obijał się o jej splecione dłonie, by po chwili
wić się z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się szeroko.
- Zaczynam żałować, że o mnie nie
wiedziałaś, gdy byłem pisklęciem.
- Może będziemy mieli dużo czasu do
nadrobienia. Samotnia stoi otworem. – Westchnęła, po czym sięgnęła do pyska
Aliena.
- Wieści zza Nieba? – Lumis
podniosła łeb, by zajrzeć jej przez ramię.
Przełamała pieczęć i rozwinęła
rulon. Mniejsze, pozwijane i zasupłane ruloniki rozsypały się po podłodze.
- Notatki. Notatki z archiwów.
- Uprzejmie.
- Pokaż mi to – zażądał Pax.
Wyglądał niczym grafitowy posąg. Nie
poruszył się, od czasu, gdy weszła na podwyższenie, zasiadła i zaczęła mówić.
Trwał tak, obserwując bacznie jej poczynania i wyłapując każde słowo.
Otoczony kolczastą koroną pysk
skierował w jej stronę, wpatrując się w nią uważnie. Miał doskonały wzrok. Z
pewnością przeczytał już dokument, który mięła dłoniach, zastanawiając się nad
jego żądaniem. Blue pochwycił go z jej rąk.
- Dziękuję. – Parsknął, nachylając
się nad Wilkiem.
~*~
Aurea skłoniła się sztywno.
Pochwyciła kolejną z teczek. Ta, dla odmiany, nie posiadała odpisu, który
wskazywałby na zawartość. Powoli otworzyła ją i wyciągnęła kartki. Zaledwie
trzy, naznaczone jej odręcznym pismem.
Gdy ucichły wszystkie głosy, a
Rozgrzesznik kiwnął przyzwalająco głową, rozpoczęła:
- Udałam się niedawno do komnaty
Serca. – Zaczęła, łapiąc przerażone spojrzenie Bólu. – Zapamiętałam je jako
ogromną, świetlistą obecność, która wypełniała sobą całe pomieszczenie...
- Nie miałaś prawa tam wchodzić. –
Doloris posłała jej chłodne, naznaczone nienawiścią spojrzenie. Szmer wśród
zgromadzonych nasilił się. Odgłosy niedowierzenia zmieszane były z groźnymi
pomrukami.
- Kontynuuj.
Rozgrzesznik wyprostował się i
omiótł spojrzeniem salę. Ponownie zapadła cisza, a uśmiech wykwitł na twarzy
Złotej.
- Zastałam je w nieco innej formie.
Śnieżnobiałe ściany pokrywa krew, a rdzawe zacieki znaczą także posadzkę jak i
szkło. Szkło z witrażu, który znajdował się tuż za Sercem. Samo Centrum
przyjęło formę łamanej litery „S”, o której wspominałam już wcześniej. Znaku
Sumienia, jakim posługuje się Królowa. Bije choć słabo. Niewystarczająco, by
zasilać oraz zbyt silnie, by odciąć emocje. Szczególnie jedną, która
doprowadziła je do takiego stanu.
Zamilkła. Odkładając jedną z kartek.
Zamilkła. Odkładając jedną z kartek.
- Królowo?
Powstała na polecenie Abaddona, choć
wolałaby zostać na miejscu. Poczuła się krucha i mała. Zbyt słaba, by
wyślizgnąć się z objęć węża.
- To prawda, żę Serce zmieniło się,
jednak nie ma z tym nic wspólnego żadne uczucie. To była tylko jego decyzja,
jak i samą przemianę dokonało we własnym zakresie. Przypuszczam, że miało na to
wpływ kilka wydarzeń, jednak wciąż Centrum nie jest niczemu winne.
- A Ty? Pozwoliłaś, by Serce
wybierało. Nie protestowałaś oraz nie próbowałaś zmienić jego decyzji. Poddałaś
się temu, za wszelką cenę utrzymując jego bicie. Czy jednak wszystko to, co
mówił Ci Smok nie jest kłamstwem? Mamieniem, by zachować czyste łapy i nie
rzucać na siebie podejrzeń? Czy nie uważasz, że mógłby zechcieć się Ciebie
pozbyć, bądź posiąść Rdzeń lub ten projekt? Naraziłaś na to wszystkich.
~*~
Mrok zapadł zbyt szybko. Zdążyła
wypalić cały zapas zgromadzony w papierośnicy. Porozwijane ruloniki zasnuły
blat przed nią, palce wybijały nerwowy rytm. Dostała odpowiedzi. Niejasne, niezrozumiałe.
Z niezadowoleniem przyjęła oskrażenia, których spodziewała się, ale później. Z
drugiej strony ciekawość nie dawała jej spokoju. Dlaczego zdecydowała się
wyciągnąć asa tak szybko? Czyżby się spieszyła? Jeśli tak, nie miała zamiaru
kazać jej czekać.
~*~
Blue
poruszył się nerwowo w jej nogach. Pogładziła go delikatnie. Oskrażenie
wywołało burzę, okrzyki, wiele pytań oraz irytację Sumienia, który musiał
przywoływać zgromadzonych do porządku. Każdy głos, który cichł, kojarzył jej
się z gasnącymi lampkami Nadziei, które miała w swojej komnacie przy łóżku.
Teraz stała w ciemności, czując na sobie spojrzenie wszystkich obecnych.
- Pozwoliłam mu wybierać, jak kiedyś
Nadzieja. Nawet mi, raz, zdarzyło się przybyć na jego wezwanie, uklęknąć i
wysłuchać. Zrobiłam to ponownie. Taki jest mój obowiązek. Muszę wysłuchać
każdej z próśb w trzech Filarach.
Zadałam też odpowiednie pytania i
dostałam odpowiedzi. Sama też wierzę w nie, ponieważ wielokrotnie utwierdził
mnie on w przekonaniu, że warto ufać. Zawdzięczamy mu też pomoc. Zarówno w
zwalczaniu najeźdźccy – spojrzała przelotnie na Złotą – jak i rozwoju.
Pragnęłabym zaznaczyć, że do prężnego wzrostu
Miasta, jego odnowy jak i odbudowy Nieba, wykorzystałam energię płynącą
nie tylko od Centrum i kroplówek.
Sama miałaś przyjemność prowadzić
długie rozmowy, na których podstawie powinnaś potwierdzić słuszność moich słów.
- Naraziłaś projekt. Naraziłaś
Rdzeń. Proponuję uśpienie Serca, z powodu niemożliwej do spełniena prośby,
która z niego wypłynęła, a o której odmowy nie będzie chciało słyszeć.
Doloris warknęła. Pax poruszył się
na końcu sali, szeleszcząc łuskami. Wzrok żółtych ślepi przeszył Złotą,
zmywając uśmiech z jej ust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cenię sobie każdy komentarz.